Będziesz jedna, jedyna…

Po waszych niezwykle pozytywnych opiniach na temat mojego postu o Maksymilianie Faktorowiczu postanowiłam kontynuować swój cykl tekstów o wybitnych Polakach. Dziś przedstawiam wam Zofię Książek-Bregułową, aktorkę, poetkę, żołnierza powstania warszawskiego, a jednocześnie osobę, którą miałam szczęście poznać.

Zofia Książek-Bregułowa urodziła się w 1920 roku, stając się tym samym częścią słynnego pokolenia, które później nazwaliśmy Kolumbami (od tytułu powieści Romana Bratnego „Kolumbowie rocznik ‘20”). Właśnie dla nich przeżyciem pokoleniowym była II wojna światowa, pierwsze ważne wydarzenie ich dorosłego życia, a dla wielu również ostatnie. Ale w 1920 roku jeszcze nic nie zapowiadało tych krwawych wydarzeń. Zosia urodziła się na wsi pod Kielcami, w wielodzietnej rodzinie, w której wszyscy nazywali ją „cudokiem”. Bo jakże inaczej można nazwać dziecko, które, niesione przez mamę na ręku, przechyla się do tyłu, zamyka oczy, wachluje się rączką i mówi: „Niedobze mi! Umieram! Już nie żyję…”.

Od najwcześniejszego dzieciństwa przeznaczeniem Zofii było aktorstwo. Nie uczyła się gotować, nie sprzątała w domu, za to uwielbiała czytać, uczyła się wierszy na pamięć, chodziła do kina i wystawiała małe scenki dla okolicznej dzieciarni, przed występami malując sobie policzki czerwoną bibułką – taki powiew profesjonalizmu. Potem, uczęszczając do szkoły powszechnej w Kielcach, Zofia nie tylko recytowała poezję (koleżanki pokazywały ją sobie nawzajem palcami i szeptały z podziwem, że to jest ta Zosia, która potrafi się nauczyć takich długich wierszy na pamięć), ale też grała na gitarze i śpiewała w chórze szkolnym. Poza tym była wzorową uczennicą. Przez cały czas pielęgnowała marzenie o aktorstwie. Narastała w niej potrzeba wyrwania się ze środowiska, w którym żyła, prowadzenia ciekawszego życia.

Gdy ukończyła szkołę podstawową, odważyła się wyrazić wprost swoje oczekiwania, określić własną drogę. Rodzice nie chcieli zgodzić się na to, by Zofia uczyła się dłużej. Woleliby, żeby zajęła się gospodarstwem i pomagała mamie w obowiązkach. Jednak kilkunastoletnia wówczas Zosia okazała się niezwykle stanowcza, zagroziła nawet, że jeśli rodzice nie pozwolą jej na dalszą edukację, to rzuci się pod pociąg. Pod takim naciskiem rodzice ustąpili, choć niechętnie, bo edukacja w szkole średniej wiązała się z dużymi kosztami. Niebawem jednak i ten argument okazał się nieistotny, bowiem Zosia uczyła się tak dobrze, że została zwolniona z opłat. Wkrótce postanowiła zdecydowanie, że nie będzie urzędnikiem, nie będzie księgową, nie pójdzie nawet za mąż, bo obowiązki z tym związane nie przedstawiały jej się nazbyt interesująco. Zamiast tego zanurzy się w świecie fikcji i zostanie aktorką. W domu nadal wszyscy uważali to za fanaberie. Jednak Zofii to nie zrażało. Po cichu myślała sobie tylko: zobaczycie jeszcze, jaką będę aktorką!…

Wreszcie, po roku pracy w celu zebrania środków na studia, w nocy z 28 na 29 czerwca 1939 roku nadszedł ten długo wyczekiwany, upragniony wyjazd do stolicy. Mama żegnała Zofię z ogromnym niepokojem, jeszcze w stojąc na peronie, namawiała córkę przez okno pociągu do pozostania. Obawiała się, co będzie, jeśli wybuchnie wojna.

Nie martw się, mamo, na pewno nie wybuchnie! A nawet jeśli tak się stanie, – nie potrwa długo. Nie martw się! – wołała Zofia, machając z okna odjeżdżającego pociągu.

Dwa miesiące później życie wniosło swoje korektywy, niemniej jednak Zofia, jak i większość warszawian, nie zamierzała się poddać losowi. Wkrótce po rozpoczęciu okupacji w Warszawie zaczęło działać niesamowicie rozwinięte państwo podziemne z własnym systemem edukacji i sprawiedliwości, a także z programem kulturalnym. 15 listopada 1939 roku odbyły się pierwsze zajęcia tajnych kompletów Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. Zofia zrobiła pierwszy poważny krok w stronę zrealizowania swojego marzenia. Lata studiów i wytężonej pracy zapamiętała jako najszczęśliwsze lata swojego życia. Wreszcie robiła to, co chciała robić od najmłodszych lat. Pełne żaru i ekspresji relacje z tamtych dni można znaleźć w jej opowiadaniu „Pasja”.

To właśnie w okresie studiów, na jednym z wakacyjnych wyjazdów, Zofia spotkała miejscowego wróżbitę, który podobno fantastycznie przepowiadał przyszłość. Ku zaskoczeniu Zofii, kiedy wróżbita spojrzał na jej dłoń, na jego twarzy odmalowało się przerażenie. Odrzucił jej rękę i powiedział, że nie będzie wróżyć. Po długich namowach powiedział tylko, że jej linia życia się przerywa w kilku miejscach. I dodał: „Będziesz taka jedna, jedyna…”. Zofię ogarnął entuzjazm. Była pewna, że może tu chodzić tylko o wyjątkową, światową karierę. Jej talent rzeczywiście rozkwitał, miała przed sobą niezwykle obiecujące perspektywy, wielu jej profesorów pokładało w niej duże nadzieje, a jej nazwisko znajdowało się nawet na raportach kulturalnych wysyłanych do attaché kultury polskiej na emigracji. Przyszły jednak ważniejsze wyzwania.

Pod koniec lipca 1944 roku Zofia zdała z wyróżnieniem egzaminy końcowe, ale zamiast na scenę, 1 sierpnia poszła na barykady powstańczej stolicy, gdzie miał się rozegrać największy dramat jej życia. Przysięgę wojskową złożyła 3 sierpnia 1944 roku. Zofia Książek-Bregułowa była łączniczką zgrupowania Armii Krajowej „Krybar”. 5 września, kiedy odwiedzała rannych przyjaciół w szpitalu polowym, w budynek trafiła bomba. Zofia została ciężko ranna w głowę, nogi i klatkę piersiową. Najgorsze jest jednak to, że uszkodzony został również wzrok. Po dwóch dniach słabego i bolesnego widzenia, wszystko pokryła mgła. Po upadku powstania, wraz z innymi żołnierkami Zofia trafiła do niemieckich obozów jenieckich, gdzie z ciemną opaską na oczach podtrzymywała pozostałe więźniarki na duchu, recytując klasykę polskich wierszy patriotycznych. Po wojnie znalazła się w Edynburgu, w szpitalu im. I.J. Paderewskiego, rozpaczliwie walcząc o odzyskanie wzroku. Lekarzom udało się uratować tylko 2% widzenia w jednym oku, widzenie w drugim oku zostało stracone bezpowrotnie.

Cóż można zrobić, nie mając właściwie żadnych szans na spełnienie największego marzenia swojego życia? Zofia oczywiście wiedziała, co powinna zrobić: walczyć dalej. 16 września 1946 roku rozpoczęła edukację w St. Dunstan’s, brytyjskiej szkole dla ociemniałych i słabo widzących żołnierzy. Czas tam spędzony niezwykle umocnił ją duchowo. Przekonała się, że nigdy nie wolno się załamywać, nie wolno mówić, że już się dosięgło dna. Bo zawsze może być gorzej. Patrząc na inne osoby poszkodowane w czasie wojny, uczące się razem z nią, jeszcze bardziej doceniła to, że uratowano jej wzrok nawet w tym najmniejszym wymiarze i że wciąż jeszcze mogła normalnie funkcjonować.

Z tym większym uporem dążyła więc do podbicia sceny i realizacji dziecięcych marzeń. Nie chciała nawet słuchać o zmianie zawodu, o tym, że przecież jest wiele innych rzeczy, którymi mogłaby się w życiu zająć. Telefonistka? Cóż za kpina! Ona będzie aktorką, tylko po to się urodziła!

– Niemcy nie zabrali mi mego języka, nie zabrali mi mego wnętrza! – zwykła mówić, kiedy ktoś próbował ją namówić do przemyślenia kwestii zmiany zawodu. Wobec nieustępliwości Zofii, z St. Dunstan’s skierowano ją do Royal Academy of Dramatic Art w Londynie. Tam jeszcze bardziej rozwinęła się aktorsko i poczuła, że pomimo przeciwności losu może jednak robić to, co sprawia jej największą satysfakcję.

W Szkocji, jeszcze w czasie swojego pobytu w szpitalu, Zofia poznała swojego przyszłego męża, Włodzimierza Bregułę, skrzypka, prawdziwego przyjaciela, towarzysza swej trudnej drogi. Pobrali się w 1947 roku, po powrocie do Polski. Wtedy też Zofia zaczęła się starać o miejsce na rodzimej scenie. Występy publiczne nie były dla niej pierwszyzną: wiele razy występowała w czasie studiów aktorskich, w ramach egzaminów, często grała też i recytowała wiersze na spotkaniach towarzyskich. Za swój debiut zawsze uważała występy w obozach jenieckich, niemniej jednak na prawdziwej scenie po raz pierwszy zaistniała w 1949 roku, w Opolu, w roli Zośki-Wariatki w adaptacji „Placówki” Bolesława Prusa. Dawała z siebie wszystko, grała najlepiej, jak potrafiła, powtarzając sobie ciągle: „Ja nie mogę być tylko dobra. Ja muszę być świetna. Ja zasłużę, zasłużę na to, żeby być na scenie!”

Niestety, i tak nie zasłużyła na to, by zagościć na scenie na dłużej. I wcale nie dlatego, że brakło jej talentu czy umiejętności. W powojennej Polsce, znajdującej się pod wpływem Związku Radzieckiego powstańcza przeszłość Zofii nie była mile widziana, a Zofia nie uznawała kompromisów. Nie zamierzała przemilczać swojego udziału w Armii Krajowej po to, by zbudować karierę. Jej nazwisko zaczęło znikać z afiszów, potem nastąpiło przeniesienie z teatru w Opolu do Teatru Śląskiego w Katowicach, gdzie oprócz monospektaklu „Podróż do zielonych cieni” Zofia nie zagrała żadnej ważnej roli. Ale i to nie złamało jej determinacji. Zaczęła prowadzić literackie audycje radiowe w Radiu Katowice i radiu warszawskim, dawała też setki koncertów poezji polskiej dla młodzieży całego Śląska, zaszczepiając w ten sposób w młodych ludziach zainteresowanie poezją. Cieszyła się, widząc, jak licznie młodzież przychodziła na spotkania z nią i z jakim skupieniem jej słuchano. Zawsze twierdziła, że miłość do Ojczyzny zaczyna się od ukochania do poezji i języka ojczystego.

Wydawać by się mogło, że jej życie będzie się już toczyć stałym, niezmiennym torem. Niestety, na Zofię czekał jeszcze jeden tragiczny cios. 12 czerwca 1985 roku, w wyniku nieszczęśliwego wypadku, Zofia całkowicie straciła wzrok. Pogrąża się w smolistej otchłani bez dna, w najczarniejszej, niekończącej się nocy, bez nadziei na odmianę. Przerażenie Zofii nie miało granic. Myślała, że oszaleje. Wtedy, jak sama to później nazwała, „spadły” na nią jej wiersze, które mąż spisywał niemal bez przerwy. Dwa tygodnie po wypadku pojechała wraz z nim do Skoczowa. Kolejne utwory powstawały lawinowo, zaczęły w nich powracać czasy wojny, Powstania Warszawskiego i czasy, kiedy Zofia była ranna. Pewnej nocy Zofii przyśnił się sen. Choć nie było widać słońca, było niesamowicie jasno. Scena rozgrywała się na bezkresnej łące, usłanej kwiatami z wydłużonymi kielichami i fryzowanymi płatkami w odcieniach różu, żółci, niebieskości i fiołkowego. Zofia biegała, krzycząc: Włodku, Bóg uczynił cud, ja widzę! Po przebudzeniu jej rozpacz nie miała końca – to był tylko sen…

Jednakże tego samego dnia, popołudniu, ku swemu niezmiernemu zdziwieniu, Zofia zorientowała się, że znikła smolista czerń, a pojawił się kolor popielaty. Z czasem popiel zaczął się zmieniać w jasnobeżowy, a następnie w kremowy tak błyszczący, jakby na niego świeciły reflektory. Kolory jaśniały coraz bardziej, pomimo, że nadchodziła noc. W dniu wyjazdu ze Skoczowa pojawił się przepiękny zielony. Krótkotrwałe powroty czerni przerażały, bo Zofia bała się, że już nigdy nie zobaczy kolorów. Jednak i one wracały. Gdy Zofia wróciła do domu, zaczęła żyć w istnym szalonym kalejdoskopie barw. Bywały momenty takiej jasności, że Pani Zofii zdawało się, że widzi normalnie. Wreszcie zdarzył się prawdziwy cud: Zofia zaczęła widzieć zarys własnych rąk, a nawet sylwetkę swojego męża. Zaczęła też dostrzegać towarzyszący jej prawie stale jej własny cień nie wywołany warunkami światła realnego. Oszołomiona tymi wydarzeniami udała się natychmiast do psychotronika, który powiedział, że to tak zwane widzenie pozazmysłowe jest wielkim szczęściem, cudem, który zdarza się raz na milion niewidomych osób. Zapewnił też, że zjawisko to będzie trwało nadal dzięki niesłychanej aktywności mózgu i nad wyraz bogatemu życiu wewnętrznemu, jeśli Zofia będzie dalej pisać poezję i kontynuować swoje audycje radiowe, recitale i koncerty poezji. Do tego Zofii nie trzeba było namawiać. Od czasu, kiedy czerń zastąpiły inne kolory, wiersze znów zaczęły się gwałtownie rodzić w nieprawdopodobnych ilościach, a wizje same się układały w formy artystyczne.

Rok po tych wydarzeniach, 23 maja 1986 roku niespodziewanie zmarł mąż Zofii, pozostawiając ją zupełnie osamotnioną, pozbawioną wszelkiego wsparcia. Przez całe swoje życie Włodzimierz z oddaniem opiekował się Zofią, bo nie chciał, by czuła się, jak osoba niewidoma, a on w ramach swojej rekompensaty stał się jej oczami. We wszystkim jej pomagał, a nawet zabraniał jej się uczyć czytania i pisania brajlem. – Brajl jest dla niewidomych, a ty nie jesteś niewidoma. – powtarzał uparcie. Wiele osób upatrywało w tej postawie niezwykłą miłość i przywiązanie Włodzimierza do żony, co niewątpliwie było prawdą. Jednak po niespodziewanym odejściu męża takie postępowanie okazało się wielką udręką dla Zofii. Przyzwyczajona do jego stałej opieki, Zofia gubiła się w swoim dwupokojowym mieszkaniu, nie potrafiła sobie nawet zaparzyć herbaty, na długo utraciła sen i nadzieję. Na pomoc znowu przyszły wiersze – przejmujące, pełne miłości i tęsknoty za mężem. Kilka lat po tej utracie Zofia znowu podjęła działalność koncertową w szkołach. Z czasem, dzięki ogromnej pomocy wielu przyjaciół, w tym też jej najwierniejszej przyjaciółki Barbary Surman, przyzwyczaiła się do w miarę samodzielnego życia, chociaż już zawsze bardzo polegała na wsparciu innych.

   rys. Katerina Moroz

Kiedy poznałam ją w 2006 roku, Zofia Książek-Bregułowa była bardzo energiczną starszą panią, która starała się być silna i dzielna, chociaż przy bliższym poznaniu czuło się rozgoryczenie życiem i ból nagromadzony w ciągu tylu lat prób i trudności. Pozazmysłowe widzenie nie opuściło ją do końca życia. Widząc moją sylwetkę była w stanie określić czy przyszłam w butach na wysokim obcasie czy nie. Pomimo własnych niespełnionych marzeń, zawsze powtarzała, że nie wolno się poddawać i rezygnować ze swoich planów. Niestety, historia pozostawiła na niej trwałe piętno – na tyle mocne i bolesne, że pani Zofia nigdy nie mogła się pogodzić z faktem, że jestem pół Rosjanką i nie zawsze byłam w stanie spokojnie słuchać jej tyrad wobec całego narodu rosyjskiego. Po kilku latach dość bliskiej współpracy, w czasie której zorganizowałam dla Pani Zofii prawie dziesięć koncertów w różnych szkołach i Domach Kultury, a także pomagałam jej w wielu codziennych zajęciach, po kolejnej dyskusji na temat tego, czy wszyscy „Ruscy” są źli, pani Zofia wyrzuciła mnie ze swojego mieszkania i zatrzasnęła za mną drzwi. Niemniej jednak do dziś uważam znajomość z nią za jedną z najciekawszych w moim życiu.

Bogata biografia Zofii została dostrzeżona przez wielu twórców. W 1995 Barbara Czajkowska napisała piękną biografię Zofii pod tytułem „Będziesz jedna, jedyna…”. Powstało również sporo filmów biograficznych i dokumentalnych poświęconych życiu Zofii: „Prawo do sceny” (1978 r. – interwencyjny dokument Krzysztofa Miklaszewskiego), „Poezja utkana z jej życia”, (1999 r.) i „Zamiast świateł rampy” (2004 r. – oba nakręciła Magdalena Makaruk), „Podróż do zielonych cieni” (2009 r. – film biograficzny Alicji Schatton, w którym sama miałam przyjemność wziąć udział). Zofia jest także jedną z bohaterek filmu niemieckiego dokumentalisty Paula Meyera „Konspiratorki” (2006), który w absolutnie unikalny sposób ukazuje życie państwa podziemnego w okupowanej Warszawie.

Zofia zmarła w osamotnieniu, w domu starości w Katowicach, w 2014 roku, w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat.

 

 

ĆWICZENIE 1

Prawda czy fałsz?


ĆWICZENIE 2

Wybierz poprawną odpowiedź na pytania. Uwaga! Czasami dwie lub trzy opcje mogą być poprawne.


ĆWICZENIE 3


ĆWICZENIE 4

Co znaczą te wyrażenia użyte w tekście? Poprawną odpowiedź możecie sprawdzić, nacisnąwszy na przycisk “odpowiedź”

  1. uczyć się na pamięć [spoiler title=”odpowiedź”]próbować coś zapamiętać na tyle dobrze, by móc to powtórzyć dokładnie słowo w słowo, nie zaglądając do książki, notatek itp.[/spoiler]
  2. wzorowa uczennica [spoiler title=”odpowiedź”]uczennica z wysoką średnią ocen ze wszystkich przedmiotów, odznaczająca się wzorowym zachowaniem[/spoiler]
  3. przeznaczenie
    [spoiler title=”odpowiedź”] czyjś los; coś, co było zarządzone przez bogów dla kogoś, nieuchronna przyszłość [/spoiler]
  4. fanaberie
    [spoiler title=”odpowiedź”] inaczej: głupstwa; czyjeś wymysły[/spoiler]
  5. pokładać w kimś nadzieje
    [spoiler title=”odpowiedź”] sądzić, że ktoś spełni nasze wysokie oczekiwania wobec niego [/spoiler]
  6. podtrzymywać na duchu
    [spoiler title=”odpowiedź”]pocieszać kogoś, dodawać mu nadziei i wiary [/spoiler]
  7. pierwszyzna [spoiler title=”odpowiedź”]coś, co robimy po raz pierwszy [/spoiler]
  8. udręka [spoiler title=”odpowiedź”] coś, co powoduje czyjeś głębokie fizyczne lub emocjonalne cierpienie[/spoiler]
  9. rozgoryczenie [spoiler title=”odpowiedź”] głębokie rozczarowanie, wywołujące stałe, nieprzyjemne stany emocjonalne[/spoiler]
  10. recytacja [spoiler title=”odpowiedź”]wygłaszanie utworu literackiego z pamięci, w sposób artystyczny [/spoiler]

ĆWICZENIE 5

Uzupełnij poniższe zdania wyrażeniami z poprzedniego ćwiczenia. Niektóre formy trzeba będzie zmienić, by pasowały do kontekstu gramatycznego:


ĆWICZENIE 6

 

Inne posty o wybitnych Polakach:

https://pnbeta.polishnative.pl/max-factor-firma-z-polskimi-korzeniami/

Krzysztof Kolberger czyta wiersze

Tym z was, którzy lubią się uczyć języka poprzez słuchanie tekstów, bardzo polecam recytacje wierszy księdza Jana Twardowskiego przez aktora, Krzystofa Kolbergera.

To those of you who like learning a language through listening to different text I can recommend recitation of Jan Twardowski’s poems by Krzysztof Kolberger, an actor.

Mało tego, że są to piękne liryczne wiersze o bardzo filozoficznym znaczeniu, ale na dodatek głos Kolbergera jest niezwykle przyjemny i melodyjny.

Not only are the poems beautiful and lyrical, with philosophical sense, but in addition Kolberger’s voice is extremely pleasant and melodic.

Słuchając tych wierszy, wpiszcie brakujące słowa w tekstach pod każdym wideo.

While listening to these poems, note down the lacking words in the text under every video.

 










 

O “Dniu świra” słów kilka

Moi studenci często pytają mnie o to, jakie polskie filmy warto obejrzeć. Dzisiaj pragnę się z Wami podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat jednego z najbardziej kultowych polskich filmów, którym zdecydowanie jest “Dzień świra”. 


Film w całości dostępny na youtube:


Zacznijmy od tego, że wiele osób uważa, że “Dzień świra” (reż. Marek Koterski) to komedia. Faktycznie wielu widzów się śmieje, kiedy obserwują psychozy głównego bohatera, Adama Miauczyńskiego. Niemniej jednak nie można zapominać o tym, że „Dzień świra” to ten rzadki przykład filmu, który został przez samych twórców określony jako komedia/dramat. Wydawać by się mogło, że jest to oksymoron. A jednak sama pamiętam, że kiedy oglądałam ten film po raz pierwszy 18 lat temu (zaraz po premierze), to śmiałam się do rozpuku. A kiedy obejrzałam go ponownie w ubiegłym roku, przeżyłam go bardzo ciężko. Zgadzam się, że są w nim zabawne momenty, ale to jest bardzo gorzki śmiech przez łzy.

Wszystko zaczyna się od pierwszej sceny filmu, kiedy głównego bohatera wyrywa ze snu mieszanka dźwięków muzyki Chopina i kosiarki do trawy. Wydawać by się mogło, że to bez różnicy, jaką konkretnie melodię słychać od sąsiada. Ale rzecz w tym, że to Etiuda Rewolucyjna, którą Chopin napisał w 1830 roku, dowiedziawszy się o narodowowyzwoleńczym Powstaniu Listopadowym. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to najdramatyczniejsza melodia w historii polskiej muzyki. I każdy Polak przeżywa ją do głębi duszy.

Dlatego u Polaków pojawia się poczucie niezgodności i nawet wewnętrznego buntu, kiedy my widzimy, że sąsiad Miauczyńskiego słucha tego utworu pod prysznicem. Dramaturgia emocji muzycznych w żaden sposób nie współgra z relaksującym porannym rytuałem higienicznym. Tak samo, jak nie współgra z nią język, w którym sąsiedzi wyrażają swoje wzajemne pretensje.

Dalsze przygody Adama są nie mniej dramatyczne. Jego relacje z matką, bezskuteczne próby przekazania wiedzy swoim uczniom, wizyta u lekarza, brak porozumienia z synem – wszystko to wywołuje śmiech przez łzy. Z jednej strony jest to wyłącznie wina psychoz Adama. Z drugiej strony, to poczucie absurdalności życia jest nam wszystkim doskonale znajome. Ostatecznie wszyscy czujemy się świrami, których nikt nie rozumie. I od poczucia beznadziei i od braku sensu życia naprawdę chce się płakać.

Ten dialog z matką jest bez wątpienia zbudowany w ten sposób, by zwiększyć poczucie absurdalności. Wielu znajomych mówiło mi, że mają takie wrażenie, jakby ktoś po prostu spisał ich rozmowy z mamami. Słowotok, a jednocześnie żadnej komunikacji, żadnego zrozumienia, żadnych uczuć. Najważniejsze, żeby zupa nie wystygła.

Jako filolog nie mogę też nie zwrócić uwagi na scenę dyskusji politycznej w telewizji. Pomysł na to, by wykrzykiwać, czyja prawda jest „mojsza, niż twojsza” jest absolutnie genialna z językowego punktu widzenia i jednocześnie bardzo prawdziwa w kontekście tych dyskusji, które obserwujemy we wszystkich programach. Tam nie ma argumentów, nie ma zrozumienia, jest tylko chęć zwrócenia na siebie uwagi i poczucia przewagi nad oponentem.

W czasie dyskusji o tym filmie moi studenci zawsze pytają, na czym polega ten pomysł z flagą? W czym tkwi sens tej sceny? Rzecz w tym, że ona sięga korzeniami głęboko w naszą historię i kulturę. Mianowicie, jest to gra z bardzo znanym cytatem z Trylogii Henryka Sienkiewicza (konkretnie, z „Potopu”), gdzie jeden z bohaterów mówi „Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Tatarzy, i kto żyw naokoło”. I oto widzimy, jak wszyscy cigną flagę na siebie, uważając, że ten, kto dostanie flagę, dostanie również władzę nad całym krajem.

Wreszcie, najgłębsza chyba scena filmu, czyli modlitwa Polaka:

https://www.youtube.com/watch?v=V2sedTLIRWU

Moim zdaniem jest to najbardziej dramatyczna scena filmu, w której odzwierciedlone zostały wszystkie kompleksy, zazdrość i nienawiść Polaków. Treścią i formą ta „modlitwa” jest podobna do prawdziwych modlitw z Biblii, a także do najbardziej patriotycznego wierszyka, jaki wszyscy pamiętamy ze szkoły:

Tylko tutaj zamiast wersów „Kto ty jesteś? Polak mały” my słyszymy: „ Kto ja jestem? Polak mały — mały, zawistny i podły”. Wiele wymyślono utworów, legend i żartów o tym, na ile Polacy bywają zazdrośni, zwłaszcza wobec sąsiadów. I kiedy widzimy, że oni wszyscy się modlą nie o to, żeby im było dobrze, a żeby ich sąsiadom było źle, czujemy się aż nieswojo. To już nawet nie jest śmiech. To jest emocjonalna panika.

Trudno jest zaglądać do najciemniejszych zakamarków duszy. Niemniej jednak, jeśli już trzeba to robić, to trudno mi sobie wyobrazić genialniejszą realizację tego zamysłu, niż proponuje reżyser filmu „Dzień świra”.

 

Wyjazd na Mazury – czas przeszły!

Kontynuujemy ćwiczenia na formy czasu przeszłego!

Let’s continue exercises on the forms of the past tense!

Tym razem znowu podałam tylko bezokoliczniki potrzebnych czasowników, ale nie osoby, w których te czasowniki trzeba odmienić. Bądźcie uważni i analizujcie kontekst – on wam zawsze podpowie, czy musicie użyć formy żeńskoosobowej czy męskoosobowej. Jednego możecie być pewni: wszystkie czasowniki muszą być w czasie przeszłym!

This time I wrote again only the infinitives of the necessary verbs, but not persons that you have to use the verbs in. Be vigilant and analyse the context, it will always tell you if you need to use the feminine or the masculine forms. You can be sure of one thing: all the verbs must be in the past tense!

Chcecie więcej ćwiczeń na czas przeszły?

Do you want more exercises on the past tense?

https://pnbeta.polishnative.pl/chcielismy-czy-chcialysmy-czas-przeszly/

https://pnbeta.polishnative.pl/bylismy-czy-bylysmy-czas-przeszly/

Robić czy zrobić? Aspekt czasowników

Dzisiaj mam dla was serię ćwiczeń na kolejne zagadnienie polskiej gramatyki: dokonany i niedokonany aspekt czasowników.

Today I have for you a set of exercises on one more topic of Polish grammar: perfective and imperfective forms of the verbs.

Przed każdym ćwiczeniem podałam czasowniki, które musicie wpisać w odpowiedniej formie w puste pola. Analizujcie dokładnie kontekst, żeby poprawnie wybrać czas, osobę, liczbę i – oczywiście – askept!

Before every exercise I mentioned the verbs which you have to put in a proper form in the gaps. Please analyse the context carefully in order to choose the tense, person, number and, of course, the aspect correctly!

Wesoły youtube blog po polsku

Moi studenci często pytają mnie, jakie wesołe blogi można obejrzeć na polskim youtubie. Dzisiaj odpowiem wszystkim na to pytanie!

My students often ask me, what fun blogs they can watch on Polish youtube. Today I will answer this question to everybody!

“Matura to bzdura” to blog, w którym prowadzący sprawdza wiedzę przypadkowych przechodniów w zakresie programu szkolnego. Samo słowo “matura” oznacza egzaminy końcowe w liceum i technikum. Zdanie matury uprawnia młodych ludzi do pójścia na uniwersytet. A dlaczego “bzdura”? Bo, jak się okazuje, nawet ludzie ze zdaną maturą mają absolutnie elementarne braki w wielu dziedzinach.

“Matura to bzdura” is a blog in which the presenter is checking knowledge of random passersby in terms of school programme. The word “matura” means the final exams which are taken in the end of lyceum and technical school. A well passed “matura” allows young people to go to universities. But why “bzdura” (nonsense)? Because, as it appears, even people who have passed this exam, have absolutely crucial gaps in many fields.

Dzisiaj wybrałam dla Was wydanie poświęcone błędom językowym – cóż jeszcze mogłam wybrać! 🙂 Pod wideo znajdziecie kilka moich komentarzy, dotyczących najciekawszych i najdziwniejszych błędów.

Today I chose for you an edition which is focused on language mistakes – what else could I have chosen! 🙂 Under video you will find my several comments concerning the most interesting and weird answers.

  1. Nawet Polacy często mylą końcówki osobowe czasowników! 🙂 Ponieważ pierwsza osoba liczby pojedynczej zawsze ma końcówkę -ę lub -m, czemuś w czasowniku “umieć” Polacy często mówią “umię”, zamiast “umiem”. Jedyna poprawna forma: “umiem” .
  2. Z niewidaomych powodów często można usłyszeć, jak Polacy mówią “wziąść”, chociaż nie jest to poprawna forma. Poprawnie mówimy: “wziąć”.
  3. “Bynajmniej” i “przynajmniej” – ciekawa para słów. Jak słusznie zauważył jeden z respondentów, “bynajmniej” to słowo dla negacji. Na przykład: “Bynajmniej nie chciałam cię obrazić!” Z kolei “przynajmniej” jest wyrażeniem jakiejś minimalnej wartości: “Będziemy mieli przynajmniej pięć dni dla siebie”, “Przynajmniej możemy spokojnie spędzić wieczór”.
  4. Jak dobrze wiecie z moich lekcji, osobiśnie nie uważam, że znajomość wszystkich przypadków po kolei jest tak konieczna. Dlatego nie sądzę, że akurat to pytanie wskazuje na brak filologicznej wiedzy Polaków. Moim zdaniem o wiele ważniejsza jest znajomość pytań konkretnych przypadków, a nie to, czy biernik jest przed celownikiem, czy po nim.
  5. “Tylko i wyłącznie” to częsta tautologia w języku polskim, czyli powtarzanie synonimicznych słów. Często tak robimy, kiedy chcemy podkreślić swoją myśl, niemniej jednak nie jest to poprawne.
  6. “W każdym bądź razie” – rzeczywiście, bardzo częsty błąd Polaków. Słowo “bądź” nie ma tam żadnego sensu. Poprawna forma: “w każdym razie”.
  7. Słowo “przyjaciele” to jedno z najbardziej nieregularnych w języku polskim, dlatego nawet Polacy często popełniają w nim błędy. Aby wam było łatwiej je zapamiętać, oto przypomnienie jego odmiany:
  8. Sformułowanie “tam pisze” doprowadza wielu filologów do drgawek, bo trudno o coś bardziej nielogicznego i niepoprawnego! Czasownik “pisze” to aktywna forma trzeciej osoby liczby pojedynczej, do której potrzebny jest podmiot, na przykład: “Tam mój wujek pisze artykuły”. A to, co Polacy mają na myśli, mówiąc “Tam pisze, że sklep jest zamknięty” należy sformułować następująco: “Tam JEST NAPISANE, że sklep jest zamknięty”.
  9. Forma “poszłem” jest często używana niepoprawnie przez analogię z rodzajem żeńskim “ja poszłam”. Problem polega na tym, że forma pierwszej osoby liczby pojedynczej powstaje od formy trzeciej osoby liczby pojedynczej rodzaju męskiego, poprzez dodanie końcówki -em. Jeśli więc “on poszedł”, to ja “poszedłem”, a nie “poszłem”. I nie, sugestia jednego z respondentów, który stwierdził, że “poszłem” znaczy, że “poszedłem bliżej” nie ma żadnej filologicznej podstawy! 🙂
  10. Wreszcie bardzo ciekawa para przymiotników “sławny” i “osławiony”. Trudno o lepsze wytłumaczenie, niż to, które zaproponował prowadzący: “sławny” to pozytywne określenie, a “osławiony” – negatywne. Od siebie dodam, że pierwszego przymiotnika używamy raczej w odniesieniu do osób (na przykład: sławny naukowiec, sławna piosenkarka), natomiast w odniesieniu do rzeczowników nieżywotnych używamy w tym sensie słowa “słynny”: słynne miasto, słynny most, słynna książka. Z kolei negatywnego przymiotnika “osławniony” używamy zarówno do żywotnych, jak i nieżywotnych rzeczowników.
  1. Even Polish people often mix up personal endings of verbs! 🙂 Since the first person singular always ends with -ę or -m, for some reason in the verb “umieć” (to be able) Polish people often say “umię”, instead of “umiem”. The only correct form is: “umiem” .
  2. For unknown reasons you can often hear Polish people saying “wziąść” (to take), even though it’s not correct. It’s correct to say: “wziąć”.
  3. “Bynajmniej” and “przynajmniej” – it’s an interesting pair of words. As one of the responds noticed correctly, “bynajmniej” is a word for a negation. For example: “Bynajmniej nie chciałam cię obrazić!” (I didn’t want to offend you at all!). “Przynajmniej” in its turn expresses some minimum value: “Będziemy mieli przynajmniej pięć dni dla siebie” (We will have at least five days for ourselves), “Przynajmniej możemy spokojnie spędzić wieczór” (We can at least spend the evening quietly).
  4. As you know very well from my classes, I personally believe that knowledge of all the cases in the right order is not necessary. That’s why I don’t believe that this question in particular shows lack of linguistic knowledge of Polish people. In my opinion what matters is to know the questions to particular cases and not the fact if akkusativ goes before dativ or the other way round.
  5. “Tylko i wyłącznie” it is an often tautology in Polish, which means repeating synonymous words. We often do so when want to emphasise our idea, but nevertheless it’s not correct.
  6. “W każdym bądź razie” (in any case) – that is indeed a very frequent Poles’ mistake. The word “bądź” doesn’t have any sense there. Correct form: “w każdym razie”.
  7. The word “przyjaciele” (friends) is one of the most irregular in Polish, so even Polish people often make mistakes in it. In order for you to memorise it easier, here are the forms of its declination:
  8. The expression “tam pisze” (it writes there) causes manny linguists to seizures since it’s hard to find something more illogical and incorrect! The verb “pisze” is an active form of the third person singular, which requires any noun, for example: “Tam mój wujek pisze artykuły” (There my uncle writes the articles). And what Polish people mean by saying “Tam pisze, że sklep jest zamknięty” (It writes there that the shop is closed) should be formulated as follows: “Tam JEST NAPISANE, że sklep jest zamknięty”.
  9. The form “poszłem” is often used incorrectly by analogy with the feminine form “ja poszłam” (I went). The problem is that the form of the first person singular masculine is created wrom the form of the third person singular by adding the ending -em. So if we have “on poszedł” (he went), then “ja poszedłem”, not “poszłem”. And no, the suggestion made by one of the respondents who said that “poszłem” means that “I went not far” has no linguistic grounds at all! 🙂
  10. Finally, a very interesting pair of adjectives “sławny” (famous) and “osławiony” (notorious). There can hardly be a better explanation than the one provided by the master: “sławny” is a positive word, whereas “osławiony” is negative. From my part I can add that the first adjective is usually used in relation to people (for example: sławny naukowiec – a famous scientist, sławna piosenkarka – a famous singer), whereas in relation to non-living objects we would rather use in this context the word “słynny”: słynne miasto (a famous city), słynny most (a famous bridge), słynna książka (a famous book). At the same time, negative adjective “osławniony” is used to both living and non-living nouns.

Jeśli spodobał się wam ten filmik i chcecie obejrzeć więcej, tu są linki do kompilacji najśmieszniejszych odpowiedzi poszczególnych lat:

If you liked this video and would like to watch more, here are some links to collections of the funniest answers of specific years:

https://www.youtube.com/watch?v=Q7OIHXOddlc

https://www.youtube.com/watch?v=QPMXLVeePCk

https://www.youtube.com/watch?v=M7eHUuCsAos

 

Ćwiczenia fonetyczne raz jeszcze

Sądząc po waszej reakcji, nadal bardzo potrzebujecie ćwiczeń fonetycznych.

Judging by your reaction, you still need phonetic exercises very much.

Dlatego dziś przygotowałam dla was kolejne ćwiczenie z nową grupą słów.

That’s why today I prepared for you one more exercise with a new group of words.

Każde słowo usłyszycie dwa razy. Po zapisaniu wszystkich odpowiedzi sprawdźcie ich poprawność. W razie konieczności możecie potem przesłuchać nagranie ponownie.

You will hear every word twice. After noting down your answers you please check them all. You can listen to the recording a second time if necessary.

 

Chcecie więcej ćwiczeń z fonetyki?

Do you want more exercises on phonetics?

https://pnbeta.polishnative.pl/nowe-cwiczenie-fonetyczne/

https://pnbeta.polishnative.pl/kontynuujemy-cwiczenia-fonetyczne/

https://pnbeta.polishnative.pl/pierwsze-dyktando-fonetyczne/

ASMR – relaks w języku polskim!

Czy słyszeliście kiedyś o fenomenie ASMR?

Have you ever heard about ASMR phenomenon?

Jest to skrótowiec angielskiej nazwy zjawiska, które na polski tłumaczy się jako “samoistna odpowiedź meridianów czuciowych“. Wkrótce można powiedzieć, że jest to to uczucie, kiedy ktoś obok ciebie powoli przewraca zapisane kartki papieru albo przekłada rzeczy, a ty odczuwasz mrowienie szyji i pleców. Wiele ludzi nazywa to masażem mózgu 🙂

This is an abbreviation of the English name of autonomous sensory meridian response, which is translated into Polish as “samoistna odpowiedź meridianów czuciowych”. In short we can say that it’s the feeling when someone near you is slowly turning over written pieces of paper or shifting things, and you feel tingles in your neck and back. Many people call it brain massage 🙂

Chociaż fenomen ten nie jest wyjaśniony naukowo, w internecie można znaleźć mnóstwo filmików z kontentem ASMR. Wielu ludzi korzysta z nich jak z tymczasowej terapii, dzięki której zwalczają stany lękowe, bezsenność czy nawet napady paniki.

Although this phenomenon isn’t scientifically explained, there are a lot of videos with ASMR-content over the internet. Many people use them as temporary therapy, thanks to which they can fight anxiety, insomnia or even panic attacks.

Po co ja wam to wszystko opowiadam? Niedawno natrafiłam na cudowny filmik blogerki ASMR po polsku. I pomyślałam: przecież to jest wspaniały sposób na to, by przekierować  naukę języka ze zwyczajnego, nudnego wypełniania ćwiczeń na relaksujący proces. Teraz możecie słuchac z przyjemnością przyjemnego, miękkiego głosu po polsku. Jeśli wam się te filmiki spodobają i będziecie je oglądać kilka razy, to matryce językowe z pewnością będą zostawać w waszym mózgu, a wy, zamiast zmęczenia i irytacji, będziecie odczuwać relaks!

Why am I telling you all this? Recently I found a vonderful video by an ASMR-blogger in Polish. And I thought: this is an incredible way to transfer language studying process from usual boring filling in exercises into a relaxing process. Now you can listen with pleasure to a soft voice in Polish. If you like these videos and watch them several times, linguistic matrices will definitelly stay in your brain while you will be experiencing relaxation instead of tiredness and annoyance!

Oto kilka moich rekomendacji:

Here are some of my recomendations:

 

 

 

Na półce, pod półką, z półki – jaki przypadek?

Lubicie miejscownik? Czas się z nim zaprzyjaźnić!

Do you like locative case? It’s high time to become friends with it!

Magda zrobiła porządki w swojej szafie. Pomóżmy jej opisać, co jak teraz wygląda i gdzie leżą jakie rzeczy! Pamiętajcie, że nie wszędzie jest konieczny miejscownik.

Magda organised her wardrobe. Let’s help her to describe how everything looks now and where which things lie. Remember that locative is not required everywhere.

Więcej ćwiczeń na miejscownik i dopełniacz znajdziesz tutaj:

More exercises for locative and genitive you will find here:

https://pnbeta.polishnative.pl/miejscownik-czy-dopelniacz/

https://pnbeta.polishnative.pl/miejscownik-da-sie-lubic/