Ściąga na Kartę Polaka + audio!

Все, кто собираются сдавать экзамен на Карту поляка, наверняка задумываются: как к нему вообще готовиться? Не существует ведь официальных списков вопросов, пособий или подготовительных материалов для этого экзамена. Насколько подробно нужно в таком случае готовиться?

Я обычно даю своим студентам список самой необходимой информации по каждой теме, чтобы они чувствовали, что в целом, они на любой вопрос могут хоть что-то ответить. Понятное дело, что если человек, который будет вести разговор, захочет копнуть очень глубоко, вы можете оказаться в затруднительном положении. Но я также всегда повторяю студентам: не паникуйте. Вряд ли вас захотят нарочно унизить, обидеть или пристыдить. И если вы не знаете ответ на какой-то вопрос, вы всегда можете сказать «этого я не помню, я больше сосредоточил(а) внимание на…» и попровоать перевести разговор на тему, в которой вы лучше разбираетесь.

Для того, чтобы во время подготовки вам было проще сконцентрироваться на самых ключевых темах и не терять время на мелочи, я подготовила для вас шпаргалку, в которой расписана вся самая необходимая информация для экзамена на Карту поляка и миграционных собеседований для тех, кто уже находится в Польше.

Чтобы Вам было проще запоминать произношение фамилий, дат и названий городов, книжек и пр., все материалы озвучены профессиональным диктором.

Вы можете скачать весь файл PDF здесь: Karta_Polaka

В этом посте вы найдете аудио материалы, картины, фотографии и портреты, как дополнение к шпаргалке, а также несколько упражнений на изученный материал:


Страница 1:



Страница 2:


Страница 3:


Страница 4:


Страница 5:


Страница 6:


Страница 7:


Страница 8:


Я имею опыт подготовки студентом к этим экзаменам, с радостью делюсь отзывом одной из моих студенток. Маргарита успешно прошла собеседование в Гданьске осенью 2021.


Надеюсь, мои материалы будут для вас полезны! Учитесь в радость! 🙂

 

 

«Sercem Polak, a talentem świata obywatel»

Kontynuujemy nasz cykl postów o wybitnych Polakach. Rozmawialiśmy już o dwóch polskich aktorkach (Barbara Brylska i Zofia Książek-Bregułowa) i o legendzie biznesu kosmetycznego (Maksymilian Faktorowicz). Dziś przeniesiemy się do świata muzyki: opowiem wam o życiu Fryderyka Chopina.

Nazwisko Chopin znane jest na całym świecie. Kiedy w czasie swoich licznych podróży do Chin próbowałam ich mieszkańcom wyjaśnić, co to za kraj „Poland”, tak łudząco podobny w brzmieniu do „Holland” (nie, nie ten, co słynie z dobrego mleka i już z pewnością nie z dobrego futbolu!), ci nieliczni, którzy w końcu na swojej pamięciowej mapie odnajdywali nasz kraj, wykrzykiwali zazwyczaj jedno z dwóch nazwisk: Curie albo właśnie – Chopin.

Jaki obrazek pojawia się w naszych głowach, kiedy o nim myślimy? Najpewniej jest to jeden z jego portretów, na którym widać dorosłego, zrównoważonego mężczyznę, z lekką nutką melancholii w spojrzeniu i ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Wydaje mi się, że nasza wiedza o tym, że był on genialnym kompozytorem na skalę światową przenosi się automatycznie na portret. W efekcie w naszej świadomości powstaje „zamrożony”, sztuczny obraz, nie mający nic wspólnego z realnym człowiekiem. Spróbujmy to trochę zmienić, zdejmijmy na chwilę Fryderyka z piedestału i dajmy jego postaci trochę życia.

Wbrew dość rozpowszechnionej dawnej teorii ojciec kompozytora, Mikołaj Chopin, nie wywodził się ze szlacheckiej polskiej rodziny Szopów. Przodkowie Mikołaja pochodzili z francuskich Alp – regionu, gdzie spora część ludności zajmowała się przemytem. Sam Mikołaj urodził się w Lotaryngii, z kolei do Polski przywiódł go nie własny wybór, a złożone koleje losu. Było to w 1787, Mikołaj miał wówczas szesnaście lat. W 1806 roku ożenił się z miłą i skromną panną Justyną Krzyżanowską, która wprawdzie nie miała żadnego posagu, ale słynęła ze swojej pracowitości i gospodarności i która ujęła Mikołaja szczerą miłością do muzyki. Nowożeńcy zamieszkali w małym domku ogrodnika w Żelazowej Woli, mającym niewiele wspólnego z pięknym klasycystycznym dworkiem, który dziś można podziwiać w tamtejszym muzeum. Oryginalny dworek spłonął doszczętnie jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej, a domek ogrodnika, choć ocalał, był w opłakanym stanie. Przy renowacji w dwudziestoleciu międzywojennym nadano mu imponujący kształt, który znamy do dziś. Właśnie w domku ogrodnika na świat przyszedł Fryderyk Chopin.

Co ciekawe, nie znamy dokładnej daty narodzin kompozytora. W XIX wieku nie przywiązywano szczególnej uwagi do dnia urodzin, za o wiele ważniejsze uważano wtedy imieniny, dzień świętego patrona. Historycy do dziś prowadzą zajadłe spory oparte na pamiątkach rodzinnych, prywatnych listach i szczątkowo zachowanych dokumentach, w których pojawia się kilka możliwych dat narodzin Chopina: 22 lutego,1 marca lub 2 marca 1809 lub 1810 roku. Pani Justyna Chopinowa w jednym ze swoich listów pisała, że jej syn urodził się 1 marca 1810 roku, wielu biografów zgadza się więc z tym, że w tej kwestii należy zaufać matce.

Istnieje dość powszechne mniemanie, że w dworku w Żelazowej Woli Fryderyk spędził całe dzieciństwo. Nic bardziej mylnego! Fryderyk miał zaledwie sześć miesięcy, kiedy jego ojciec dostał posadę nauczyciela w Liceum Warszawskim, w związku z czym cała rodzina przeniosła się do stolicy. Pragnę zwrócić uwagę na bardzo istotny aspekt biografii kompozytora. Francuzi bardzo lubią podkreślać pisownię jego nazwiska, a także fakt, że jego ojciec był rodowitym Francuzem, a sam Fryderyk blisko połowę życia spędził we Francji, gdzie następnie został pochowany. Wszystko to uważają oni za niezbite dowody na to, że Chopin był francuskim kompozytorem, Francuzem z krwi i kości, a prawo do bycia dumnym z niego mają tylko mieszkańcy kraju nad Sekwaną. Ja nie zamierzam wstępować w dyskusje genderowo-narodowościowe na temat tego, który z rodziców bardziej wpływa na poczucie narodowości dziecka, ale jako ktoś, kto sam wyrósł w dwunarodowej rodzinie uważam, że takie arbitralne stawianie sprawy przez osoby trzecie, jak robią to Francuzi, jest egoistyczne i niezwykle krzywdzące dla postaci, o której mówimy. Kiedy my się przekrzykujemy, czy jest ona bardziej „mojsza, niż twojsza”, zapominamy o uczuciach i upodobaniach samej osoby. Tak więc kiedy Francuzi twierdzą (często słyszę to również od swoich studentów z Paryża), że Chopin był Francuzem, kompletnie ignorują fakt, że sam Chopin przez całe życie uważał się za Polaka i tylko z Polską się utożsamiał. Co więcej, chociaż francuskim władał on bardzo dobrze, niemniej jednak, zdaniem zaprzyjaźnionego z nim Franciszka Liszta, „mowa francuska mu nie odpowiadała: zarzucał jej brak dźwięczności i ciepła wewnętrznego”. Ze wspomnień innych przyjaciół wiemy, że Fryderyk nigdy nie umiał dobrze pisać po francusku i nieraz uskarżał się na to, że kiedy rozmawia po francusku, często brakuje mu słów. Uważam, że nikt nie ma prawa nikomu arbitralnie narzucać narodowości wbrew jego woli. Jest to kwestia głęboko osobista, często nieprosta i niezwykle delikatna. Przekłamywanie tego aspektu biografii Chopina wydaje się więc być wyłącznie zabiegiem reklamowym, dającym Francuzom poczucie dumy narodowej za posiadanie tak wybitnego rodaka. Ile jest jednak warta ta duma, jeśli została zbudowana na fałszu?

Jeśli z kolei ktoś chce nadal podkreślać francuskość Chopina przez wzgląd na jego ojca, to odpowiedzieć mu można tylko, że po ponad dwudziestu latach spędzonych w Polsce, Mikołaj Chopin utożsamiał się już całkowicie ze swoją nową ojczyzną i uważał się za Polaka. I chociaż zawsze mówił z lekkim francuskim akcentem, nie tolerował w swoim otoczeniu żadnej innej mowy oprócz polskiej. Wyjątkiem był tylko kontekst zawodowy, ponieważ w Liceum Warszawskim wykładał właśnie język i literaturę francuską.

Geniusz muzyczny Fryderyka rozwijał się bardzo szybko. Chociaż istnieją legendy o jego pierwszych improwizacjach fortepianowych w wieku czterech lat, trudno powiedzieć, na ile są wiarygodne. Niezaprzeczalnym faktem jednak jest to, że już w 1817 (kiedy Fryderyk miał zaledwie siedem lub osiem lat!) ukazał się drukiem pierwszy utwór Chopina, który zasłużył sobie bardzo pochlebne opinie: „młodzieniec ośm dopiero lat skończonych mający to prawdziwy geniusz muzyczny: nie tylko bowiem z łatwością największą i smakiem nadzwyczajnym wygrywa sztuki najtrudniejsze na fortepianie, ale nadto jest kompozytorem kilku tańców i wariacji, nad którymi znawcy muzyki dziwić się nie przestają”.

Jest jeden epizod w dzieciństwie Chopina, który nawet w dorosłym roku wywoływał jego zażenowanie. Chodzi o prywatne koncerty Fryderyka dla księcia Konstantego, głównego dowódcy wojska w ówczesnym Królestwie Polskim. Konstanty był bratem cara Aleksandra I, z nadania którego faktyczną władzę sprawował senator Nowosilcow, nienawistnik Polaków sławiący się swoim okrucieństwem przy tłumieniu wszelkich zrywów narodowowyzwoleńczych. Chociaż sam książę Konstanty nie odnosił się do Polaków źle, nieodmiennie kojarzył się on wszystkim z carem i z Nowosilcowem, co nie zjednywało mu sympatii. Na dodatek Konstanty miał niezwykle porywczy charakter, nieraz przechodzący w napady furii. Podobno jedynym sposobem na jej opanowanie były koncerty Chopina, którego natychmiast wzywano do książęcej rezydencji. Trudno powiedzieć, jaki był stosunek małego Fryderyka do Konstantyna. W dojrzałym wieku opowiadał on, że nie lubił księcia i wręcz brzydził się jego „moskiewskich uścisków”. Jednak wydaje się, że ta historia była późniejszą interpretacją kompozytora, który już dobrze rozumiał cały kontekst historyczno-polityczny. W dzieciństwie natomiast zdawał się darzyć Konstantego jakąś sympatią, skoro specjalnie dla niego skomponował marsz, który z kolei, z rozkazu księcia został oficjalnym marszem wojskowym armii Królestwa.

Kiedy myślimy o wybitnych postaciach, warto je zdjąć z piedestału, przestać traktować jak symbole, a zacząć dostrzegać w nich ludzkie cechy. Chopin nie zawsze był geniuszem, który wygrywał własne melodyczne polonezy i mazurki. Był on też dzieckiem – żywym, wesołym, psotliwym dzieckiem. Uczniowie w jego klasie z pewnością nie mogli jeszcze docenić jego talentu muzycznego, ale wprost uwielbiali jego zdolności do parodiowania. Przerwy między lekcjami zapełniały się dźwięcznym śmiechem dzieci, kiedy Fryderyk naśladował ich nauczycieli, a także Francuzów i innych cudzoziemców, którzy z trudem wymawiali skomplikowane polskie słowa. Podobno zmieniał się wtedy nie tylko jego głos, ale też cała mimika, a efekt był tak sugestywny, że znajdując się w sąsiednim pokoju nie można było odgadnąć, że to jedna osoba parodiuje kilka innych. Kto wie, być może, gdyby Fryderyk urodził się sto lat później, byłby konkurentem Charliego Chaplina albo Bustera Keatona. Oprócz daru naśladowania Chopin miał niezwykle zdolności do rysowania karykatur, toteż jego zeszyty historii upstrzone były rysunkami różnych królów polskich, nawiązującymi do ich przezwisk i przydomków. Później, w dorosłym życiu żartobliwe karykatury stały się częstymi upominkami Chopina dla przyjaciół.

Mikołaj Chopin doskonale zdawał sobie sprawę z muzycznego potencjału syna, lecz nie pozwalał mu zbyt wiele koncertować. Choć wiele osób uważało, że Mikołaj marnuje niebywały talent swojej latorośli, z czasem okazało się, że podjął on słuszną decyzję, bowiem wątłe zdrowie Fryderyka nie pozawalało mu na częsty stres związany z występami publicznymi. Dla porównania, Wolfgang Amadeusz Mozart, którego też okrzyknięto geniuszem w bardzo młodym wieku, z polecenia ojca bezustannie jeździł na koncerty nie tylko po całej Austrii, ale i Europie. W efekcie kompozytor nie tylko został pozbawiony dzieciństwa, ale też poważnie nadszarpnął swoje zdrowie. Mikołaj Chopin zachował się pod tym względem przezorniej, nie tylko oszczędzając siły syna, ale też dbając o to, by Fryderyk spędzał każde lato na wsi, gdzie mógł zażywać zdrowego ruchu i świeżego powietrza. Aby wzmocnić jego zdrowie, rodzice parzyli Fryderykowi kawę z żołędzi, która jest o wiele zdrowsza od kofeinowej, bowiem nie tylko zawiera witaminy z grupy B, a także miedź, fosfor, mangan, magnez, żelazo i potas, ale jednocześnie nie wypłukuje z organizmu cynku. Z kolei z powodu tak wysokiej zawartości mikroelementów jest świetnym źródłem energii, wcale nie gorszym niż kawa kofeinowa. Nawiasem mówiąc, do dziś niektórzy nazywają ją napojem Chopina”.

W 1826 roku, w wieku szesnastu (lub siedemnastu) lat Chopin po raz pierwszy wystąpił przed zagraniczną publicznością, dając dwa koncerty na uzdrowisku w Dusznikach (wówczas Reinertz, Prusy). Fakt ten jest znamienny nie tylko z punktu widzenia jego kariery muzycznej. Wskazuje on także na niezwykłą wrażliwość Fryderyka, oba koncerty były bowiem charytatywne. Cały dochód na nich zebrany został przekazany na rzecz pomocy ubogiej rodziny mieszkającej w uzdrowisku, której ojciec i jedyny żywiciel zginął w wypadku przy pracy, pozostawiając żonę i kilkoro dzieci. Legenda głosi, że Fryderyk był bez pamięci zakochany w jednej z córek nieszczęsnego nieboszczyka i właśnie dlatego zgodził się na udział w koncertach. Podobno właśnie pod wpływem tych wydarzeń skomponował on swój Marsz żałobny.

W 1827 roku zmarła Emilka, młodsza siostra Fryderyka, co było symbolicznym końcem jego dzieciństwa. Cierpienie i śmierć stało się okrutnie realne. Po tak dramatycznym wydarzeniu Fryderyk o wiele dojrzalej myślał zarówno o swojej chorobie, jak i o napiętej sytuacji w kraju.

Wraz z dorastaniem Chopina, jego ojciec coraz częściej zamyślał się nad tym, by wysłać syna za granicę. Rozważał ten scenariusz jeszcze w 1815 roku. Przede wszystkim, rozumiał, że tylko w Europie jego syn będzie mógł stworzyć karierę i zarobić na życie. Po drugie sytuacja w Królestwie Kongresowym robiła się coraz bardziej niespokojna i wydawało się, że wyjazd uchroni Fryderyka od wszelkich możliwych niebezpieczeństw. Z drugiej strony, i w Europie Zachodniej w tym czasie nie było spokojnie. We Francji, Belgii i we Włoszech rozbrzmiewały rewolucje i narastały napięcia społeczne, dlatego Mikołaj postanowił odłożyć wyjazd syna. Z pewnością sprzyjał temu również brak entuzjazmu ze strony Fryderyka, który nie chciał się rozstawać z rodziną, ojczyzną i przyjaciółmi, a tych miał w Warszawie wielu. Nota bene, jeden z nich, Tytus Woyciechowski do dziś jest tematem wielu dyskusji wśród biografów Chopina. Część z nich uważa bowiem, że to właśnie Tytus był jedyną prawdziwą miłością kompozytora. Potwierdzeniem tej tezy miały być przede wszystkim niektóre fragmenty listów Chopina do Tytusa: „Nie, Ty nie wiesz, ile Cię kocham, niczym Ci tego okazać nie mogę – a już tak dawno chcę, żebyś o tym wiedział”, „proszę Cię, kochaj mnie”, „tylko bym się z Tobą pieścił. — Jeszcze raz daj się uściskać!”, „Ty byś mię może nie chciał, ale ja Ciebie chcę i czekam z ogolonymi wąsami”. Kiedy czytamy te słowa dzisiaj, musimy jednak pamiętać o tym, że egzaltowany styl listów był wręcz obowiązkowy w dobie romantyzmu, trudno więc na tej podstawie posuwać się do tak daleko idących wniosków. Faktem jest, że Chopin nie miał zbyt wielu romansów, chociaż kobiety lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Z drugiej strony, znowuż można argumentować, że brak romansów z kobietami nie musi być dowodem miłości do przedstawicieli własnej płci. Kolejnym argumentem zwolenników pikantnej teorii jest jego geniusz i duchowość, które ponoć są częste wśród homoseksualistów, jak było chociażby w przypadku Czajkowskiego. Czy znaczy to jednak, że automatycznie zaliczymy do tej grupy również Mozarta, Straussa czy Vivaldiego ze względu na ich niezwykłą wrażliwość? Osobiście wydaje mi się, że roztrząsanie takiej kwestii blisko dwieście lat po śmierci Chopina, bez żadnych dowodów lub wspomnień jego współczesnych zakrawa na plotkowanie i zwyczajne doszukiwanie się intryg w życiorysie wybitnego człowieka. Pozostawmy jego upodobania z dala od sensacji i uszanujmy prywatność jego alkowy.

11 października 1830 roku Chopin dał swój ostatni koncert przed wyjazdem z Polski. Fryderyk był pełen niepokoju przed podróżą. Chociaż nikt nie mówił wtedy o emigracji, a tylko o dwuletniej podróży artystycznej po Europie, intuicyjnie przeczuwał, że nie wróci już do kraju. Podczas tego pamiętnego koncertu świat po raz pierwszy usłyszał Koncert fortepianowy e-moll, który już wtedy był określony przez krytyków jako „dzieło geniusza”.

2 listopada 1830 Chopin wyruszył do Wiednia. Cztery tygodnie później, 29 listopada wybuchło powstanie listopadowe. W czasie, kiedy nie było internetu, ani nawet telefonu, wiadomości rozchodziły się powoli, więc Fryderyk dowiedział się o tym dopiero 5 grudnia. W patriotycznym zrywie chciał wrócić do Warszawy i przyłączyć się do powstańców, ale rodzina i przyjaciele wyperswadowali mu ten pomysł. Ze swoim wątłym stanem zdrowia nie mógł być dobrym żołnierzem, a uczestnictwo w rewolcie przypłaciłby z pewnością zdrowiem, jeśli nie życiem. Dla Fryderyka był to ciężki czas. Przebywał z dala od ukochanego kraju, w tęsknocie za rodziną i przyjaciółmi, pełen niepewności i niepokoju co do dalszych losów powstania. Co więcej, stale słyszał od Austriaków niezbyt pochlebne uwagi na temat Polaków. Wszak Austria była jednym z krajów-rozbiorców w 1795 roku, trudno więc było oczekiwać, że Austriacy będą popierać narodowowyzwoleńczy zryw nad Wisłą. W Wiedniu powszechnie uważano, że Polacy zakłócają ustalony porządek w Europie, a niektórzy posuwali się nawet do stwierdzeń, że Bóg popełnił błąd, stwarzając Polaków, od których nigdy nie przychodzą dobre wieści. Fryderyka w oczywisty sposób raniły takie wypowiedzi, wkrótce więc jego zachwyt muzyczną stolicą Europy znacznie osłabł i Chopin zaczął myśleć o Paryżu. Nie bez znaczenia był fakt, że Francuzi całym sercem popierali powstańców polskich. Niestety, wkrótce okazało się – nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni – że poparcie to miało tylko słowny charakter. Rząd francuski, pomimo gorących zapewnień postanowił ostatecznie nie wysyłać pomocy wojskowej do Warszawy. Dla Polaków była to zdrada podwójna, bo decyzja ta nie tylko pozostawała w sprzeczności z deklarowanymi chęciami, ale na dodatek wyglądała, jak polityczny wyzysk sytuacji: wszak polskie powstanie odwróciło uwagę cara od jego planowanej interwencji we Francji. Chopin nigdy nie wybaczył Francuzom tej zdrady. Dla tych, którzy nadal twierdzą, że Chopin i sam był Francuzem, przytaczam cytat z jego listu: „Boże, Boże. Wzrusz ziemię, niech pochłonie ludzi tego wieku. Niech najsroższe męczarnie dręczą Francuzów, co nam na pomoc nie przyszli!”. Zwieńczeniem tego burzliwego okresu strachu, napięcia i rozczarowania stało się jedno z najlepszych dzieł Chopina, Etiuda c-moll op.10 nr 12, zwana „Rewolucyjną”.

Sam Paryż wywołał w Fryderyku bardzo mieszane uczucia. Podobał mu się jego splendor, ale widział w nim też wiele szpetnych cech: „Jest tu największy przepych, największe świństwo, największa cnota, największy występek, co krok to afisze na weneryczne choroby – krzyku, wrzasku, turkotu i błota więcej, niźli sobie wyobrazić można”. Niemniej jednak właśnie w Paryżu kariera Chopina rozkwitła. Dawał bardzo niewiele publicznych koncertów, bo mówił, że publiczność go onieśmiela, w wielkich salach koncertowych zawsze jest zbyt duszno, na dodatek nie potrafił grać głośno. Niemniej jednak na salonach cieszył się szaloną popularnością, wiele osób nazywało go najmodniejszym fortepianistą Paryża. Fryderyk odwzajemniał tę sympatię, lubił przychodzić na proszone wieczory, czuł się tam bardzo swobodnie i chętnie upiększał spotkania swoimi improwizacjami na dowolny zadany temat. Podobno, kiedy wypijał zbyt dużo wina, grał na fortepianie łokciami. Te kameralne występy były też swoistą reklamą Chopina, bowiem wobec niezwykle małej liczby publicznych koncertów (zaledwie 31 za całe jego życie), jego podstawowym źródłem utrzymania były prywatne lekcje. Będąc rozchwytywanym w arystokratycznych kręgach, Chopin mógł sobie pozwolić na to, by brać wyłącznie uzdolnionych uczniów i dyktować im niebotyczną jak na tamte czasy cenę 20 franków za lekcję. Przy pięciu lekcjach dziennie dawało to około 600 franków tygodniowo. Dla porównania urzędnik w banku musiał na tą samą sumę pracować ponad dwa lata! Przejazd dorożką kosztował wtedy franka, a najlepsze miejsce w operze – dwa razy mniej, niż jedna lekcja u mistrza. Pomimo tak fenomenalnych zarobków syna, Mikołaj Chopin ciągle przestrzegał go w listach przed rozrzutnością i namawiał do odkładania jakichś oszczędności. Niestety, Fryderyk nie posłuchał rad ojca i z wielkim upodobaniem prowadził rozrzutny tryb życia, szyjąc surduty tylko u najlepszych krawców, za ponad sto franków za sztukę.

W 1836 roku Chopin poznał George Sand, francuską pisarkę, która pierwsza zapałała do niego uczuciem mocnym i namiętnym. W listach do jej przyjaciół od początku widać było, że powzięła za swoją rolę służenie Fryderykowi, dogadzanie wszystkim jego życzeniom i zachciankom. Była niezwykle szczęśliwa, kiedy jej uczucie zostało odwzajemnione i Fryderyk pozwolił się otoczyć jej opieką. Jesienią 1838 roku para wraz z dziećmi George Sand postanowiła pojechać na dłuższy czas na Majorkę. Jednak to, co miało być romantyczną przygodą i kuracją dla wątłego zdrowia Chopina, już po trzech tygodniach okazało się koszmarem, który owo zdrowie tylko jeszcze bardziej nadwerężył. Zima 1838/1839 była wyjątkowo zimna i deszczowa a lokum, które George Sand wynajęła nadawało się tylko do delektowania się piękną, słoneczną pogodą, nie zaś do przetrwania przy ulewnych deszczach i przenikliwym zimnie. Fryderyk poważnie się rozchorował i wkrótce lekarze zdiagnozowali u niego gruźlicę. W konsekwencji właściciel domu zażądał od nich natychmiastowego wyprowadzenia się, bowiem obawiał się, że jeśli Fryderyk tam umrze, to on będzie musiał zgodnie z prawem spalić całe uposażenie domu, którego dotykał chory, a także wybielić ściany i wymienić wszystkie podłogi. Na szczęście z pomocą przyszedł im konsul francuski, który pomógł im zorganizować oddzielne lokum w opuszczonym klasztorze w Valdemossie. Było to z pewnością lepsze, niż perspektywa życia pod gołym niebem, ale i tam panował przenikliwy ziąb i wilgoć, które bardzo pogarszały stan zdrowia Chopina. Jedyną konsolacją była dla niego twórczość, której oddawał się z wielką pasją. George Sand wspominała potem, że „Wracając z dziećmi z nocnych wycieczek po ruinach, zastawałam go o dziesiątej wieczorem przy fortepianie, bladego, z błędnym spojrzeniem, z włosami jakby zjeżonymi. Trzeba mu było kilku chwil, żeby nas poznał”.

W końcu w lutym 1839 roku cała czwórka wróciła do Francji. Wielu biografów twierdzi zgodnie, że wyprawa na Majorkę zabiła w George Sand namiętną miłość do Chopina, która ustąpiła miejsca prawdziwie matczynej potrzebie opiekowania się chorym. W listach coraz częściej nazywała go „mały” lub „Chip Chip”, bo taki mu nadała pieszczotliwy przydomek. Choć każdy list do niego niezmiennie kończyła słowami „Kochaj mnie, mój aniele, moje szczęście. Kocham Cię”, ewidentnie coraz trudniej jej było znosić kaprysy Chopina. Jego drażliwość, chorowitość i kapryśność mocno dawały jej się we znaki, a przecież sama też była osobowością twórczą i potrzebowała ciszy, skupienia i pomocy, by kontynuować karierę pisarską. Ostatnim gwoździem do trumny ich związku był spór o córkę George Sand, Solange. Spośród dwójki swoich dzieci matka, jak to często bywa, faworyzowała syna Maurycego. Solange, często czując się odtrącona i mniej kochana zawsze znajdowała wsparcie i pociechę we Fryderyku, który pokochał ją iście ojcowskim uczuciem. Na początku George Sand tego nie zauważała, kiedy jednak ich związek zaczął się rozsypywać, w George Sand zagrała kobieca zazdrość, która podsunęła jej myśl o tym, że uczucie Chopina do Solange wcale nie było niewinne. Jak i w wielu innych kwestiach, biografowie Fryderyka nie są zgodni. Niektórzy uważają, że teoria ta byłą wyłącznie tworem wyobraźni George Sand, inni twierdzą, że jej podejrzenia były bardzo słuszne. Prawdy nigdy się już nie dowiemy, ale wiemy na pewno, że właśnie to stało się ostatecznym powodem zerwania relacji między George Sand i Chopinem. Powszechnie uważa się, że rozstanie to znacznie przyspieszyło śmierć Fryderyka, który nie radził sobie ani z emocjonalnymi konsekwencjami zerwania, ani z nagłym brakiem stałej czułej opieki.

Ostatni rok życia Chopin spędził w samotności, co jest pewnego rodzaju paradoksem, bo fizycznie otaczał go tłum ludzi: wielbicieli, uczniów, wydawców, słuchaczy. Odbył podróż do Szkocji, gdzie nawet chciał się osiedlić na stałe, ale wilgotny szkocki klimat zupełnie nie sprzyjał jego zdrowiu. Fryderyka trawiła straszna tęsknota za Polską. Był u kresu sił fizycznych i psychicznych, a brak jakiejkolwiek nadziei na powrót do kraju wcale mu nie pomagał. W ostatnich miesiącach życia był już tak słaby, że nawet nie mógł grać na fortepianie, o komponowaniu nie wspominając. 9 sierpnia 1849 roku przyjechała do niego jego ukochana siostra Ludwika, co dla Chopina było źródłem niesłychanej radości. Ludwika bardzo pomagała bratu, czuwała przy nim nocami, kiedy męczyła go bezsenność, rozmawiała z nim o Polsce, o rodzicach, o smutkach i strachach Fryderyka.

Chopin zmarł 17 października 1849 roku. Jedynym życzeniem tego, komu Francuzi usiłują bezpardonowo przypisać przynależność do ich narodu, było to, by mógł być pochowany w Polsce. W tamtych latach było to niemożliwe, wobec czego zwłoki Chopina spoczęły na cmentarzu Peres-Laches w Paryżu. Jednak jego kochająca siostra Ludwika znalazła rozwiązanie najbliższe jego życzeniu: postanowiła przywieźć do Warszawy serce Fryderyka. Legenda głosi, że pojemnik z cenną zawartością ukryła pod fałdami swoich spódnic, podejrzewała bowiem, że nawet surowi carscy celnicy nie ośmielą się dokładnie skontrolować kobiety w żałobie. Podobno na pytanie, co przewozi, odpowiedziała zgodnie z prawdą „serce brata”, ale nikt tego oświadczenia nie odebrał poważnie i nie zweryfikował go. W ten sposób serce Chopina znalazło się w Warszawie, gdzie zostało złożone w filarze nawy głównej kościoła Świętego Krzyża. Na filarze umieszczono tablicę z napisem „Fryderykowi Chopinowi – Rodacy”.

Tekst powstał na podstawie publikacji «Chopin — miłość i pasja» Iwony Kienzler.


Teraz proponuję zrobić kilka ćwiczeń językowych na zrozumienie tekstu czytanego i na słownictwo.

ĆWICZENIE 1

 

ĆWICZENIE 2

 

ĆWICZENIE 3

 

ĆWICZENIE 4

 

ĆWICZENIE 5

Co znaczą te wyrażenia użyte w tekście? Poprawną odpowiedź możecie sprawdzić, nacisnąwszy na przycisk «odpowiedź»

  1. przemyt [spoiler title=»odpowiedź»] nielegalny transport czegoś/kogoś, zwykle między dwoma państwami[/spoiler]
  2. koleje losu [spoiler title=»odpowiedź»]czyjaś historia życia z różnymi perypetiami, niespodziewanymi zmianami; podleganie fatum i niewiadomym, które kierują czyimś życiem[/spoiler]
  3. ująć kogoś czymś [spoiler title=»odpowiedź»]przykuć czyjeś zainteresowanie; zachwycić; trafić w czyjś gust za pomocą czegoś  [/spoiler]
  4. niezbite dowody na coś
    [spoiler title=»odpowiedź»]niepodważalne dowody na coś; coś oczywistego, co wskazuje na coś i nie można tego podważyć[/spoiler]
  5. przekłamywać
    [spoiler title=»odpowiedź»] zmieniać fakty; koloryzować; naginać prawdę [/spoiler]
  6. w opłakanym stanie
    [spoiler title=»odpowiedź»]zniszczony; zdewastowany; w tak dużym nieładzie, tak zaniedbany, że wzbudza w kimś zwykle negatywne emocje  [/spoiler]
  7. «mojsza, niż twojsza» [spoiler title=»odpowiedź»] odwołanie do filmu „Dzień Świra”, oznaczające, że czyjeś zdanie bardziej się liczy od innego [/spoiler]
  8. pochlebna opinia [spoiler title=»odpowiedź»] pozytywne zdanie na jakiś temat; dobra opinia; wyrażona aprobata [/spoiler]
  9. psota [spoiler title=»odpowiedź»] drobny żart; psikus; zrobiony komuś kawał; coś robionego komuś na złość lub dla zabawy [/spoiler]
  10. nadszarpnąć zdrowie [spoiler title=»odpowiedź»] nadwyrężyć zdrowie; popaść w jakąś dolegliwość lub chorobę [/spoiler]
  11. notabene [spoiler title=»odpowiedź»] wtrącenie zapowiadające pojawienie się jakieś ważnej, istotnej informacji [/spoiler]
  12. zwolennik [spoiler title=»odpowiedź»] poplecznik; osoba, która zgadza się z kimś/czymś, kogoś/coś popiera [/spoiler]
  13. wyperswadować komuś coś [spoiler title=»odpowiedź»] zniechęcić kogoś do zrobienia czegoś; odradzić komuś zrobienia czegoś [/spoiler]
  14. zdrada [spoiler title=»odpowiedź»] zawiedzenie czyjegoś zaufania; przejście na inną stronę konfliktu; niedotrzymanie wierności czemuś/komuś  [/spoiler]
  15. niebotyczna cena [spoiler title=»odpowiedź»] wygórowany, wysoki koszt czegoś, który niewielu jest w stanie pokryć [/spoiler]
  16. rozrzutny tryb życia [spoiler title=»odpowiedź»] życie z przepychem, bez prowadzenia oszczędności [/spoiler]
  17. zachcianki [spoiler title=»odpowiedź»] zwykle drobne czynności, które chce się zrobić/kupić, by się poczuć lepiej; potrzeby, jakie odczuwamy w porywie chwili [/spoiler]
  18. klasztor [spoiler title=»odpowiedź»] miejsce zamknięte, przeznaczone dla osób duchownych; budynek lub kompleks, gdzie mieszkają zakonnicy/zakonnice  [/spoiler]
  19. przydomek [spoiler title=»odpowiedź»] miano, jakie się otrzymuje, gdy wykazuje się jakieś cechy wyglądu/charakteru   [/spoiler]
  20. ostatni gwóźdź do trumny [spoiler title=»odpowiedź»] rzecz/zdarzenie, które sprawia, że ktoś/coś źle się czuje, ma z czymś/kimś kłopot, problem, trudny do rozwiązania   [/spoiler]
  21. czuwać przy kimś [spoiler title=»odpowiedź»] pilnować kogoś; opiekować się kimś (zwykle w chorobie lub podczas snu)  [/spoiler]
  22. żałoba [spoiler title=»odpowiedź»] okres w życiu człowieka/grupy osób po śmierci bliskiego lub kogoś ważnego  [/spoiler]

 

ĆWICZENIE 6

 

ĆWICZENIE 7

 

 

Wigilia — tekst, audio i ćwiczenia

Boże Narodzenie zbliża się ogromnymi krokami, proponuję więc dzisiejszego posta poświęcić całkowicie tradycjom Wigilii katolickiej i ich źródłom kulturowym. Artykuł ten opublikowałam wcześniej na stronie lekcja.online

Рождество приближается семимильными шагами, поэтому предлагаю сегодняшний пост полностью посвятить традициям католического Сочельника и их культурным источникам. Эту статью я ранее опубликовала на сайте lekcja.online

Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że Boże Narodzenie i poprzedzająca je Wigilia to ulubione święta Polaków. Właściwie nie ma w tym nic dziwnego: w nastrojowy zimowy wieczór cała rodzina zbiera się przy stole, płoną świece, w kącie stoi śliczna choinka, obwieszona bombkami i lampkami, na stole stoją smakołyki, które wiele gospodyń przygotowuje pieczołowicie w okresie przedświątecznym. W środku ciemnej, mroźnej zimy w naszych sercach zapala się płomyk nadziei na to, że nowo narodzony Chrystus wysłucha naszych modlitw.

Księża w kościołach powtarzają, że to święto upamiętnia Narodzenie Pana i przepełnione jest symboliką chrześcijańską: 12 dań na stole (jako symbol dwunastu apostołów), wśród nich obowiązkowo ryba (jeden z podstawowych symboli chrześcijaństwa), żłóbek pod choinką (symbol żłóbka, w którym leżał narodzony Chrystus), siano pod obrusem (znowuż, symbol stajenki, w której narodził się Jezus), świece (symbol nadziei)…

Jednak mało kto wie i pamięta o tym, że tak naprawdę Boże Narodzenie jest świętem wywodzącym się wprost z pogaństwa. Kiedy chrześcijaństwo zaczęło walczyć z pogańskimi zwyczajami, bardzo szybko okazało się, że ludzie zupełnie nie są gotowi na rozstanie ze swoim ulubionym świętem. Dlatego Kościół je zaadoptował i stworzył do niego odpowiednią historię: jeśli już ludzie i tak świętują w tym czasie, niech świętują chrześcijańskie święto. Jednak wielu rzeczy nie udało się zamaskować i przerobić.

Zacznijmy od samego czasu święta. W środku zimy, dwa dni po najkrótszej nocy w roku, w domach zapalano mnóstwo świec i rozpalano solidnie kominki. Dla nas siedzenie przy świecach kojarzy się z półmrokiem, ale jeśli przypomnieć sobie czasy sprzed wynalezienia prądu, stanie się jasne, że zapalenie kilkudziesięciu świec w domu oznaczało niezwykłą jasność. A światło – to nadzieja. Pogańskie święto z końca grudnia było tak zwanym świętem nowego słońca i niosło ono nadzieję na to, że połowa zimy już minęła i wkrótce przyroda przyniesie jasność, ciepło, długi dzień – a wraz z nimi plony, nowe życie i bezpieczeństwo.

Zastanówmy się przez chwilę nad głównym symbolem święta: choinką. Czy można sobie przypomnieć bardziej pogański zwyczaj, niż ubieranie drzewa? Poganie składali w ten sposób ofiary bogom, którzy wedle ich wierzeń żyli w pniach drzew – przynosili im owoce i słodycze. A czy pamiętacie, co wieszało się na choinkach jeszcze pięćdziesiąt-sześćdziesiąt lat temu? Jabłka, cukierki i pierniki. Zresztą, pierwsze bombki były właśnie w kształcie jabłek, innych owoców, rzadziej warzyw. Dopiero potem zaczęła się moda na prześliczne bombki w kształcie domków, zwierząt, samochodów, bałwanków i innych.

Idźmy dalej. Do dziś w wielu domach pod świąteczny obrus kładzie się odrobinę siana. Wiemy doskonale, że jest to symbol żłóbka, w którym Chrystus się urodził. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności to również jest tradycja, którą kultywowali nasi pogańscy przodkowie. Siano było ważnym elementem ich agrarnego życia. Nic więc dziwnego, że i w czasie święta nowego słońca nie mogło go zabraknąć. W rogu izby zawsze stawiano pierwszy zżęty w minionym roku snop owsa, żyta lub pszenicy, a na stole i wokół niego rozsypywano siano. Snop miał symbolizować obecność przodków rodowych, a siano było ofiarą dla bóstw wegetacji. Dopiero z upływem czasu ilość siana stale się zmniejszała, dopóki nie osiągnęła czysto symbolicznych rozmiarów.

Wreszcie nie mogę nie wspomnieć o najpiękniejszej i najbardziej wzruszającej moim zdaniem tradycji wigilijnej: puste miejsce przy stole. Oficjalnie, zgodnie z nauką Kościoła, jest to miejsce, które zostawiamy dla Chrystusa na pamiątkę po tym, że Józef z Marią bezskutecznie pukali do wielu domów, prosząc o schronienie. Gdy go nie znaleźli, Maria urodziła Chrystusa w stajence i ułożyła w żłóbku. Czekając co roku na ponowne przyjście Chrystusa, zostawiamy dla Niego nakrycie na wypadek, gdyby zapukał właśnie do naszych drzwi. Tak naprawdę jednak poganie również zostawiali dodatkowe naczynie przy stole. Nasi przodkowie o wiele mocniej wierzyli w niematerialny świat, uważali więc, że do Wigilii może dołączyć duch kogoś bliskiego, kto odszedł w minionym roku i chce powrócić do swoich ukochanych. Dodatkowe, puste naczynie jest przejmującym symbolem tragedii, bólu, żałoby i tęsknoty za osobą, która powinna była siedzieć przy tym stole, ale życie niestety zdecydowało inaczej. Najpiękniej i najgłębiej sens tego zwyczaju oddaje moim zdaniem „Kolęda dla nieobecnych” autorstwa Beaty Rybotyckiej. Piosenka ta — w jej wykonaniu — jest uważana za najpiękniejszą współczesną kolędę.

Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole.

Nadzieja na to, że nowo narodzony Chrystus napełni nasze serca dziecięcą radością i pozwoli zapomnieć o pustych miejscach przy stole, bardzo wymownie ilustruje to, jak głębokim smutkiem te nakrycia nas napawają.

Jedyną prawdziwie chrześcijańską tradycją zdaje się być dzielenie się opłatkiem przed samą Wigilią, kiedy wszyscy symbolicznie przełamują się tym symbolem pojednania i przebaczenia, znakiem przyjaźni i miłości, a jednocześnie składają sobie życzenia.

Jak widzicie, tradycje wigilijne sięgają o wiele dalej, niż tylko do zarania chrześcijaństwa. Z pewnością nie pisałam tego artykułu po to, by zdyskredytować katolickie tradycje. Raczej chciałam wam pokazać, jaka głębia znaczeń i symboli tkwi za pozornie niewielkimi gestami. Myślę, że wiedząc o tych znaczeniach, Święta można przeżyć o wiele pełniej i bardziej świadomie. Z całego serca życzę wam zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, cudownej Wigilii i pyszności na stole, a także tego, by puste miejsca przy stole zawsze pozostawały tylko w kolędzie, a nie w waszych domach!

Karta Polaka — wszystko, co musisz wiedzieć!

W dzisiejszym poście proponuję zebrać całą informację, która jest niezbędna dla osób, zdających egzamin na Kartę Polaka. W internecie krąży wiele materiałów przygotowujących do tego egzaminu, jednak problem polega na tym, że wiele z nich jest przeładowane informacją, o której nawet Polacy często nie pamiętają, więc prawdopodobieństwo, że ktoś wam będzie zadawał takie szczegółowe pytania jest bardzo niskie.

В сегодняшнем посте я предлагаю собрать всю информацию, которая необходима для людей, сдающих экзамен на Карту поляка. По интернету кружит много материалов, приготавливающих к этому экзамену, однако проблема заключается в том, что многие из них перенасыщены информацией, о которой даже поляки часто не помнят, так что вероятность, что кто-то будет вам задавать такие подробные вопросы очень мала.

Swoją ściągę adresuję przede wszystkim do osób, które chcą szybko i efektywnie poznać najważniejsze informacje, jakie mogą się wam przydać. Nie skupiajcie się tylko na historii! Owszem, bez niej na pewno się nie obejdzie, ale równie ważna jest wiedza na temat literatury, muzyki czy sportu. Pamiętajcie, że urzędnik, z którym będziecie rozmawiać najpewniej nie będzie historykiem i będzie was pytać o rzeczy, które większości Polakom wydają się kluczowe.

Свою шпаргалку я адресую прежде всего людям, которые хотят быстро и эффективно получить важнейшую информацию, которая может вам пригодиться. Не сосредотачивайтесь только на истории! Согласна, без нее точно не обойтись, но не менее важны знания на тему литературы, музыки или спорта. Помните, что чиновник, с которым вы будете беседовать, скорее всего, не будет историком и будет вас спрашивать про вещи, которые большинству поляков кажутся ключевыми.

Dlatego też ja zawsze radzę moim studentom zapamiętać podstawowe fakty, ale z każdego tematu, żeby nie zostać zaskoczonym. Ostatecznie, nikt nie oczekuje od was dogłębnej wiedzy na poziomie akademickim! Oto najważniejsze, według mnie, fakty, które warto zapamiętać zarówno przed egzaminem na Kartę Polaka, jak i przed różnego rodzaju rozmowami w Urzędzie Migracyjnym.

Поэтому я всегда советую моим студентам запомнить основные факты, но по каждой теме, чтобы вас не застали врасплох. В конечном итоге, никто от вас не требует углубленных знаний на академическом уровне! Вот основные, на мой взгляд, факты, которые стоит запомнить как перед экзаменом на Карту поляка, так и перед разного рода собеседованиям в Миграционной службе.

Godło Polski — Biały orzeł na czerwonym tle

Flaga Polski — Biało-czerwona

Hymn Polski — Mazurek Dąbrowskiego

WAŻNE: Autorem słów jest Józef Wybicki. natomiast Henryk Dąbrowski, ku czci którego nazwano hymn był dowódcą Legionów Polskich we Włoszech, on nie pisał hymnu.

Pierwsza zwrotka i refren hymnu:

«Jeszcze Polska nie zginęła,

Póki my żyjemy!

Co nam obca przemoc wzięła,

Szablą odbierzemy!

Marsz, marsz Dąbrowski,

Z ziemi włoskiej do Polski,

Za twoim przewodem

złączym się z narodem!»

CIEKAWE: Polski hymn jest jedynym hymnem na świecie, w którym wspomniany zostaje Napoleon Bonaparte („Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy!”)

Stolica PolskiWarszawa

Godło Warszawy Syrenka

Liczba ludności — 38 milionów

Ludność — 96.6% Polaków

Wiara — 90% katolików

Waluta — polski złoty (PLN) =100 groszy


GEOGRAFIA

Rzeki — Wisła, Odra, Warta, Bug

Góry (Горы) — Tatry, Sudety, Pieniny, Bieszczady, Karpaty, Karkonosze

Zimowa stolica Polski Zakopane

Kraina jezior Mazury

Sąsiedzi Polski – 7 krajów: Niemcy, Czechy, Słowacja, Ukraina, Białoruś, Litwa, Rosja

16 województw Polski: Dolnośląskie, Kujawsko-pomorskie, Lubelskie, Lubuskie, Łódzkie, Małopolskie, Mazowieckie, Opolskie, Podkarpackie, Podlaskie, Pomorskie, Śląskie, Świętokrzyskie, Warmińsko-mazurskie, Wielkopolskie, Zachodniopomorskie.

Polska ma dostęp do Morza Bałtyckiego (Bałtyk)

Miasta nad morzem Gdańsk, Gdynia, Sopot, Świnoujście, Szczecin, Kołobrzeg, Słupsk

Trzy stolice PolskiGniezno, Kraków, Warszawa

Duże miastaKraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Toruń, Katowice, Kielce, Łódź, Białystok


HISTORIA — cz.I

Mieszko I
Bolesław Chrobry

Pierwszy władca Polski (nie król!) — Mieszko I

Pierwszy król Polski – Bolesław Chrobry

Dynastie polskie:

  • Piastowie  (960-1370 )
    Ważniejsi przedstawiciele: Bolesław Chrobry, Kazimierz Wielki (zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną)
  • Jagiellonowie (1386-1572)
    Najażniejszy przedstawiciel: Władysław Jagiełło. Pod jego dowództwem, 15 lipca 1410 roku wojsko polsko-litewskie pokonało wojsko Krzyżaków w słynnej bitwie pod Grunwaldem. Jagiellonowie założyli Uniwersytet Jagielloński w Krakowie (1364). Przy Jagiellonach powstała Rzeczpospolita Obojga Narodów – zjednoczone księstwo polsko-litewskie
  • Królowie elekcyjni, wybierani na wolnej elekcji przez szlachtę.
    Ważniejsi przedstawiciele:
  1. Zygmunt III Waza (przeniósł stolicę z Krakowa do Warszawy), uczestniczył w interwencji polskiej w Moskwie 1612 roku.
  2. Jan III Sobieski – kiedy w 1683 roku Turcy najechali na Europę i doszli do Wiednia, papież zwrócił się z prośbą o pomoc do Polski, jako najbardziej katolickiego kraju Europy. Istniało poważne zagrożenie, że Turcy pokonają Europę i zmuszą ją do przejścia na wiarę muzułmańską. Jan III Sobieski z wojskiem pojechał z tak zwaną Odsieczą wiedeńską i pomógł wojsku europejskiemu pokonać Turków i uchronić chrześcijaństwo przed zagładą.
  3. Ostatni król elekcyjny i jednocześnie ostatni król Polski: Stanisław August Poniatowski, przy którym 3 maja 1791 uchwalono pierwszą polską (drugą w Europie) Konstytucję, ku czci której do dziś 3 maja jest dniem wolnym. Przy Poniatowskim doszło też do trzech rozbiorów (1772, 1793, 1795).

Czym były rozbiory? Były one podziałem terytorium Polski między Rosją, Austrią i Prusami. Jest to jedno z najbardziej traumatycznych wydarzeń w polskiej historii. Po III rozbiorze Polska oficjalnie zniknęła z mapy świata na 123 lata. W zaborze rosyjskim i pruskim prowadzono aktywną politykę depolonizacji, niemniej jednak ludzie nadal uczyli dzieci polskiego, powstawały najwspanialsze dzieła literatury polskiej (Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Sienkiewicz, Prus, Reymont – wszyscy oni pisali po polsku pod zaborami).

Józef Piłsudski

Listopad 1830 – Powstanie Listopadowe, nieudana próba odzyskania niepodległości

Styczeń 1863 – Powstanie Styczniowe, nieudana próba odzyskania niepodległości

Polska odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 roku (stąd święto Niepodległości 11.XI.), po I wojnie światowej. „Ojcem” polskiej niepodległości był Józef Piłsudski, który aktywnie agitował Polaków do walki o wolność.Uproszczoną, ale dość wierną wersję tych wydarzeń można zobaczyć w filmie «Piłsudski» (2019)


II WOJNA ŚWIATOWA

  • 1 września 1939 – wojska nazistowskie wkroczyły do Polski bez uprzedniego wypowiedzenia wojny. Chociaż Niemcy mieli ogromną przewagę liczebną i byli o wiele lepiej uzbrojeni, spotkali się z niesłychanym oporem Polaków. Najbardziej bohaterskie boje toczyły się na Westerplatte, gdzie niewiele ponad 200 żołnierzy polskich przez tydzień broniło się przed 4000 żołnierzy niemieckich, którzy atakowali zarówno z lądu, 
jak i z powietrza.
  • 17 września 1939 – Związek Radziecki napadł na Polskę i wraz z Niemcami podzielił ją zgodnie z tajnym protokołem Ribbentrop-Mołotow podpisanym między ZSRR i Niemcami w 1938 roku.
  • Wiosna 1940 – z rozkazu Stalina 10 tysięcy polskich oficerów, wziętych do niewoli w 1939 roku, zostało rozstrzelanych w lesie katyńskim, niedaleko Smoleńska. W 2010 roku Prezydent Rosji przekazał Polsce oficjalne dokumenty z podpisem Stalina pod tym rozporządzeniem. Katyń jest kolejnym niezwykle traumatycznym wydarzeniem w polskiej historii, do dziś mocno eksploatowanym politycznie.
  • Wiosna 1943 – powstanie w getcie warszawskim. Getto warszawskie było terytorium w niedaleko centrum Warszawy, ogrodzonym murem, w którym mieszkali tylko Żydzi. W organizacji powstania Żydom aktywnie pomagała polska Armia Krajowa. Powstanie zakończyło się klęską, getto zostało spalone, a wszyscy Żydzi zostali albo zamordowani na miejscu, albo wywiezieni do Auschwitz.

WAŻNE! Auschwitz — to nazwa nazistowskiego obozu koncentracyjnego. Oświęcim — to nazwa polskiego miasta, w którym naziści zbudowali ten obóz. Dziś w Polsce mocno się te dwie nazwy rozgranicza i nie należy ich mylić! Auschwitz — obóz koncentracyjny, Oświęcim — wolne miasto we współczesnej Polsce.

  • 1 sierpnia 1944 – Powstanie Warszawskie, kolejne bardzo traumatyczne wydarzenie polskiej historii. Cała Warszawa, łącznie z mieszkańcami cywilnymi powstała przeciwko Niemcom, spodziewając się pomocy Armii Czerwonej, która podchodziła już do Wisły ze wschodu. Armia Czerwona postanowiła nie ingerować w polską politykę i stała nad Wisłą, patrząc na płonącą Warszawę. Powstanie skapitulowało 2 października (trwało zaledwie 2 miesiące), ludność cywilna została w większości wymordowana, żołnierze wzięci do niewoli, a miasto kompletnie zbombardowane.
    W 2006 roku niemiecki reżyser Paul Meyer nakręcił dokumentalny «Konspiratorki«, w którym przekazał przejmujący obraz polskiej stolicy pod okupacją i następnie w czasie Powstania Warszawskiego. Co ciekawe, reżycer dotarł z kamerą do żyjących uczestniczek tamtych wydarzeń, które własnymi słowami dają niezwykłe świadectwo czasów, kiedy młode Polki stawały do walki ramię w ramię z mężczyznami. Film ujawnia nowe, nieznane oblicze ruchu oporu — widzianego z perspektywy kobiecej. Z legalnych przyczyn nie mogę tego filmu zamieścić tutaj, ale chętnych proszę o kontakt w celu otrzymania tego filmu drogą elektroniczną.

W Polsce nie świętuje się 9 maja, bowiem Polacy traktują koniec II wojny światowej jako swoją klęskę, a nie zwycięstwo: z kompletnie zniszczoną stolicą, mocno okrojonym terytorium na wschodzie i pod pełną kontrolą Związku Radzieckiego.


POLSKA POWOJENNA

PRL – Polska Rzeczpospolita Ludowa, państwo polskie po II wojnie światowej, pod pełną kontrolą komunistów z ZSRR.

Pierwsi sekretarze partii:

  • Bolesław Bierut
  • Władysław Gomułka
  • Edward Gierek
  • Wojciech Jaruzelski

Polacy nie byli zadowoleni z reżimu, dlatego stale próbowali walczyć o niezależność. Najważniejsze strajki i demonstracje wolnościowe:

  • Poznań 1956 (tak zwany Poznański czerwiec)
  • Marzec 1968
  • Grudzień 1970 – strajki w Trójmieście
  • Sierpień 1980 – ogromne strajki w stoczni gdańskiej, zakończone tzw. porozumieniami sierpniowymi
  • 13 grudnia 1981 – generał Jaruzelski wprowadza w Polsce stan wojenny, czując, że narasta niezadowolenie społeczne i sytuację trzeba wziąć pod kontrolę. Przestają działać telefony, nie wychodzą gazety, jest wprowadzona godzina policyjna. Mnóstwo działaczy opozycyjnych (łącznie z Lechem Wałęsą) jest aresztowanych. Formalnie stan wojenny skończył się w 1983 roku, ale stan napięcia społecznego, walk z policją, aresztowań itp. trwał aż do Obrad Okrągłego Stołu w 1989, kiedy Polska w końcu stała się całkowicie niezależnym krajem, a w 1990 roku odbyły się pierwsze wolne wybory w Polsce.

Więcej na temat tych wydarzeń można znaleźć w filmie:

Prezydenci III Rzeczpospolitej:

  • 1990-1995 Lech Wałęsa
  • 1995-2005 Aleksander Kwaśniewski; przy nim Polska weszła do Unii Europejskiej
  • 2005-2010 Lech Kaczyński, zginął w kwietniu 2010 roku pod Smoleńskiem, w drodze na obchody 70 rocznicy Katynia
  • 2010-2015 Bronisław Komorowski
  • od 2015 – Andrzej Duda

POLSCY NOBLIŚCI:

  • Maria Skłodowska Curie – dwukrotnie (1903 – z fizyki, 1911 – z chemii). Jedna z zaledwie czterech osób na świecie, które zdobyły Nobla dwukrotnie, była też pierwszą kobietą w historii, która dostała Nobla.
  • Lech Wałęsa – Pokojowa Nagroda Nobla (1983)
  • Henryk Sienkiewicz (1905) – prozaik, pisał powieści historyczne. Najważniejsze dzieła: Trylogia („Ogniem i mieczem”, „Potop”, „Pan Wołodyjowski”), „Krzyżacy”, „Quo vadis”
  • Władysław Reymont (1924) – prozaik, Nobla dostał za czterotomową powieść „Chłopi” o życiu polskiej wsi
  • Czesław Miłosz (1980) – poeta
  • Wisława Szymborska (1996) – poetka
  • Olga Tokarczuk (2018) – prozaik, główne dzieło: „Bieguni”

KOMPOZYTORZY

  • Fryderyk Chopin – najwybitniejszy polski i jeden z najwybitniejszych europejskich kompozytorów. Jego najważniejszy utwór (Etiuda rewolucyjna) jest najbardziej dramatycznym i rozpoznawalnym utworem w polskiej muzyce:

  • Wojciech Killar – najwybitniejszy współczesny kompozytor muzyki filmowej (napisał muzykę do: „Pan Tadeusz”, „Pianista”, „Rejs”, „Ziemia obiecana”, „Trędowata”, „Śmierć jak kromka chleba”, „Sami swoi”)

  • Krzysztof Penderecki – współczesny kompozytor i dyrygent, zmarł w 2020 roku. W 2012 dziennik „The Guardian” nazwał go „najprawdopodobniej największym żyjącym polskim kompozytorem”.

Krzysztof Penderecki dyryguje orkiestrą, która wykonuje jego własny utwór:


MALARZE

  • Jan Matejko – najwybitniejszy i najbardziej znany polski malarz, malował głównie obrazy o tematyce historycznej: „Konstytucja 3 maja”, „Unia lubelska”, „Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska” (znany po prostu jako „Stańczyk”). Jest też autorem jednego z najbardziej znanych portretów Mikołaja Kopernika.
Konstytucja 3 maja
Stańczyk
Mikołaj Kopernik
Unia Lubelska
  • Artur Grottger – autor bardzo przejmujących szkiców o tematyce historycznej, głównie z okresu Powstania Styczniowego.

  • Wojciech Kossak – autor scenek rodzajowych i obrazów o tematyce historycznej i batalistycznej. Najważniejsze dzieła: „Orlęta lwowskie”, „Józef Piłsudski na Kasztance”, „Grunwald”
Grunwald
Piłsudski na kasztance
Orlęta lwowskie

REŻYSERZY

Andrzej Wajda
Paweł Pawlikowski
Roman Polański
  • Andrzej Wajda – dostał Oscara (2000) za całokształt twórczości. Najważniejsze filmy: „Katyń”, „Pan Tadeusz” (najlepsza ekranizacja głównego dzieła Adama Mickiewicza), „Lech Wałęsa: człowiek z nadziei”, „Popiół i diament”
  • Rafał Polański – dostał Oscara (2002) za film „Pianista” o żydowskim pianiście w getcie warszawskim w czasie II wojny światowej
  • Paweł Pawlikowski – dostał Oscara (2015) w 2015 roku za film „Ida”. Drugi jego film: „Zimna wojna”
  • Jerzy Hoffmann – znany głównie za to, że nakręcił wszystkie trzy części Trylogii Sienkiewicza, chociaż z powodów politycznych książki były zekranizowane w odwrotnej kolejności, niż były napisane.

AKTORZY:

  • Krystyna Janda – najwybitniejsza współczesna aktorka
  • Daniel Olbrychski – jako jedyny zagrał we wszystkich trzech częściach „Trylogii” Hoffmanna
  • Zbigniew Cybulski – legendarny aktor polskiego kina czarno-białego, bardzo rozpoznawalny dzięki temu, że zawsze grał w przyciemnionych okularach (cierpiał na jaskrę). Zginął tragicznie, pod kołami pociągu.
  • Marek Kondrat – współczesny wybitny aktor, który zagrał w wielu kultowych filmach, takich jak „Dzień świra”, „Psy”, „C.K. Dezerterzy”.

Mówiąc o Marku Kondracie, warto wspomnieć o tym, że najbardziej kultowym polskim filmem, który zna każdy Polak, jest «Dzień świra». Więcej na jego temat znajdziecie w moim artykule tutaj:


POLSCY PISARZE:

Oprócz Laureatów Nagrody Nobla, należy znać następujących pisarzy:

  1. Adam Mickiewicz – najwybitniejszy polski poeta epoki romantyzmu, autor „Pana Tadeusza”, najważniejszego poematu wierszem w literaturze polskiej.
    Fragmenty «Pana Tadeusza» możecie przeczytać i przesłuchać tutaj:
    Записей не найдено.
  2. Juliusz Słowacki – drugi najwybitniejszy poeta romantyczny, pisał wiersze, poematy i dramaty. Był swojego rodzaju literackim konkurentem Mickiewicza.
  3. Cyprian Kamil Norwid – trzeci najwybitniejszy poeta romantyczny, w odróżnieniu od Mickiewicza i Słowackiego pisał nieco bardziej filozoficzne wiersze. Między innymi ze względu na złożoność jego poezji, Norwid nie był zbyt dobrze znany za życia, dlatego żył na skraju biedy, zajmując się często różnego rodzaju pracą dorywczą. Zmarł w zupełnym osamotnieniu w ośrodku dla ubogich. Jego poezja została doceniona dopiero na początku XX wieku, kilkadziesiąt lat po jego śmierci.

WAŻNE! Mickiewicz, Słowacki i Norwid – to trzy nazwiska, które trzeba wymieniać razem i właśnie w takiej kolejności. To jest jak Trójca Święta polskiej literatury, i nie można sobie pozwolić na to, by któreś z tych nazwisk zapomnieć. O ile w przypadku pozostałych pisarzy możemy pomijać imiona, jeśli nie potrafimy ich zapamiętać, o tyle w przypadku tych trzech poetów warto nauczyć się również ich imion.

  • Bolesław Prus – wybitny prozaik, autor wielu powieści, nowel i opowiadań. Najbardziej monumentalne dzieło: „Lalka.
  • Stanisław Wyspiański – prozaik, dramaturg, artysta, architekt. Znany przede wszystkim ze swoich dramatów, najważniejszy z nich: „Wesele”.
  • Eliza Orzeszkowa – wybitna pisarka, autorka wielu utworów prozaicznych. Najważniejszy z nich to powieść „Nad Niemnem”, za którą była nominowana do Nagrody Nobla, ale przegrała w rywalizacji z Sienkiewicze.
  • Stefan Żeromski – wybitny pisarz, wiele jego utworów było przez lata obowiązkowymi lekturami w szkole. Jego powieści są niezwykle zaangażowane społecznie, za co był nazywany „sumieniem narodu”. Czterokrotnie (!!!) nominowany do Literackiej Nagrody Nobla. Najważniejsze dzieła: „Syzyfowe prace”, „Przedwiośnie”, „Ludzie bezdomni”, „Popioły.
  • Maria Dąbrowska – jedna z najwybitniejszych polskich pisarek, autorka wielu powieści i nowel. Tworzyła w XX wieku. Najważniejsze dzieła: „Noce i dnie”, „Marcin Kozera”. Pięciokrotnie (!!!) nominowana do Literackiej Nagrody Nobla.
  • Julian Tuwim – wybitny poeta XX wieku, najważniejszy zbiór wierszy: „Kwiaty polskie”. Oprócz działalności poetyckiej był też fenomenalnym i najlepszym w historii tłumaczem literatury rosyjskiej na język polski. Co ciekawe, jego żona, Irena Tuwimowa, też była wybitną tłumaczką, ale z angielskiego na polski. To ona przetłumaczyła na polski „Kubusia Puchatka”.
  • Stanisław Lem – najbardziej tłumaczony polski pisarz w historii. Pisał w gatunku science-fiction i jak dotąd, jest zdecydowanie najlepszym jego polskim przedstawicielem. Najważniejsze dzieła: „Solaris”, „Powrót z gwiazd”. Był nominowany do Nagrody Nobla, ale przegrał ją na rzecz Czesława Miłosza.
  • Witold Gombrowicz – powieściopisarz, nowelista, dramaturg. Pisał bardzo specyficzną prozę, pełną poczucia absurdu, często krytykującą współczesną rzeczywistość i prowadzącą głęboką analizę psychologiczną człowieka. Najważniejsze dzieła: „Ferdydurke”, „Trans-Atlantyk”.

Warto też wspomnieć o kilku pisarzach młodzieżowej literatury, bowiem te nazwiska i tytuły zna każdy Polak:

  1. Adam Bahdaj – „Uwaga, czarny parasol!”, „Wakacje z duchami”
  2. Hanna Ożogowska: „Ucho od śledzia”
  3. Alfred Szklarski: cykl powieści o Tomku Wilmowskim („Tomek w krainie kangurów”, „Tomek na tropach Yeti” i inne)
  4. Krystyna Siesicka: „Zapałka na zakręcie”, „Falbanki”, „Woalki”, „Wachlarze”

Współcześni pisarze:

  1. Małgorzata Musierowicz: cykl „Jeżycjada” („Kwiat kalafiora”, „Kłamczucha”, „Szósta klepka” i inne)
  2. Wojciech Kuczok: „Gnój”
  3. Dorota Masłowska: „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”
  4. Olga Tokarczuk: „Bieguni”

Więcej informacji o pisarzach literatury młodzieżowej, a także linki do audiobooków znajdziecie tutaj:

 


SPORTOWCY

 

Adam Małysz
  • Adam Małysz – legenda polskiego sportu, wybitny skoczek narciarski, zdobywca czterech medali olimpijskich, sześciu medali mistrzostw świata.
Kazimierz Górski
  • Kazimierz Górski – legendarny piłkarz, później trener polskiej reprezentacji piłki nożnej. Pod jego kierownictwem polska reprezentacja zdobyła brązowy medal na mistrzostwach świata w Niemczech Zachodnich (1974), pokonawszy Brazylię 1:0.
Robert Kubica
  • Robert Kubica – pierwszy Polak w Formule 1

  • Robert Lewandowski – współczesny polski piłkarz, uważany za jednego z najlepszych piłkarzy na świecie i jednego z najlepszych środkowych napastników w historii. Nie mija miesiąc, żeby Lewandowski nie pobił kolejnego rekordu. Oto tylko niektóre z nich:

    Najlepszy strzelec w historii reprezentacji Polski: 72 gole

    Pierwszy zawodnik w historii reprezentacji Polski, który strzelał gole w siedmiu kolejnych meczach tej drużyny

    Pierwszy zawodnik w historii reprezentacji Polski, który strzelał gole w siedmiu kolejnych meczach tej drużyny o stawkę

    Reprezentant Polski z największą liczbą bramek w jednej edycji eliminacji MŚ: 16 goli

    Reprezentant Polski z największą liczbą bramek zdobytych z rzutów karnych: 11 goli

    Drugi najszybszy hat-trick w historii eliminacji ME, a najszybszy w reprezentacji Polski: 4 minuty (89′, 90+2′, 90+3′)

    Najlepszy strzelec w historii w ramach jednej edycji eliminacji ME: 13 goli

    Pierwszy zawodnik w historii, który strzelił 16 goli w jednej edycji eliminacji do MŚ strefy UEFA

    Najskuteczniejszy zawodnik w historii Superpucharu Niemiec: 7 goli

    Najskuteczniejszy obcokrajowiec w historii Pucharu Niemiec: 39 goli

    Najszybciej strzelone 4 gole w historii Ligi Mistrzów UEFA: 14 minut i 31 sekund (53′, 60′, 64′, 68′)


Inni wybitni Polacy:

Papież Jan Paweł II
  • Jan Paweł II (prywatnie Karol Wojtyła) – pierwszy i jedyny jak dotąd Polak, który został papieżem (1978). Jest to zdecydowanie najwybitniejszy Polak w ocenie pozostałych Polaków 🙂 W katolickim kraju obecność naszego przedstawiciela w Watykanie była odbierana jak zaszczyt, wyróżnienie. Kiedy papież zmarł w 2005 roku, w Polsce wprowadzono żałobę narodową na sześć dni (do czasu pogrzebu). Odwołano większość imprez masowych, w wielu organizacjach społecznych i zawodowych (w tym w szkołach) odbywały się codzienne spotkania żałobne, odwołano wszystkie seanse filmowe w kinach, przedstawienia teatralne oraz wszelkie inne imprezy rozrywkowe. Telewizja zaprzestała także transmisji meczów Ligi Mistrzów. Stacje telewizyjne większość czasu antenowego poświęcały aktualnym wydarzeniom w Watykanie i wspomnieniom o zmarłym papieżu. Wszystkie stacje wstrzymały emisję reklam. Przez cały żałobny tydzień polskie stacje radiowe prezentowały spokojną, stonowaną muzykę.Ludzie do dziś czczą pamięć Jana Pawła II, wśród kalendarzy na kolejny rok obowiązkowo znajdzie się kilka do wyboru z jego zdjęciami lub portretami.
  • Mikołaj Kopernikprawnik, urzędnik, dyplomata, lekarz i niższy duchowny katolicki, doktor prawa kanonicznego, zajmujący się również astronomią i astrologią, matematyką, ekonomią, strategią wojskową, kartografią i filologią. Najbardziej znany jako astronom – twórca heliocentrycznego modelu Układu Słonecznego i prawdopodobnie pierwszy heliocentryk w Europie od czasów starożytnej Grecji. Autor dzieła „O obrotach sfer niebieskich” przedstawiającego szczegółowo jego wizję Wszechświata.
    Osobom, które chcą spojrzeć na Kopernika z nieco niecodziennej perspektywy, proponuję moje ćwiczenie, w którym nie tylko sprawdzicie swoją znajomość gramatyki, ale też poznacie pewien ciekawy fakt o życiu zawodowym Kopernika!


ŚWIĘTA

Święta kościelne (ustawowo wolne od pracy):

Więcej informacji na temat źródeł i tradycji Dnia Wszystkich Świętych znajdziecie tutaj:

Święta państwowe (ustawowo wolne od pracy):

Inne święta, które nie są wolne od pracy, ale są bardzo ważne dla Polaków:

  • Tłusty Czwartek – ostatni czwartek przed Wielkim Postem (40 dni przed Wielkanocą), ostatnie obżarstwo przed okresem postu, kiedy wszyscy Polacy objadają się pączkami
  • 2 listopada – Dzień Wszystkich Zmarłych
  • 24 grudnia – Wigilia

Główne hasła związane z Wigilią:

  • opłatek (dzielimy się opłatkiem przed kolacją i składamy sobie życzenia)
  • do kolacji tradycyjnie siadamy, kiedy wzejdzie pierwsza gwiazdka
  • 12 dań na stole, tradycyjnie dania postne. Najważniejsze: karp, śledź, barszcz z uszkami, kapusta z grzybami, makówki, pierniki, kompot 
  • choinka
  • siano pod obrusem
  • jedno puste miejsce przy stole
  • pasterka – msza o północy w noc z 24 na 25 grudnia
  • kolędy (piosenki)

Główne hasła związane z Wielkanocą:

  • święcenie koszyczków z jedzeniem w Wielką Sobotę (przeddzień Wielkanocy). W koszyczku zazwyczaj są: jajka, kiełbasa, ser, chleb, sól i pieprz oraz tradycyjny wypiek Wielkanocny: mazurek (ciasto z bakaliami, dekorowane lukrem i rysunkiem Wielkanocnym)
  • malowanie jajek (tak zwane pisanki)
  • obfite śniadanie Wielkanocne (różne rodzaje kiełbasy, boczek, jajka, słodycze)
  • bazie (młode pączki wierzby), często udekorowane zawieszonymi małymi jajeczkami i zajączkami.
  • Śmigus-Dyngus (inaczej: Lany poniedziałek), kiedy ludzie polewają się nawzajem wodą
Mazurek
Bazie

 


Polska BB — Barbara Brylska

Dziś porozmawiamy o kolejnej postaci w moim cyklu postów o wybitnych Polakach, którą jest znakomita aktorka Barbara Brylska. Proponuję wypróbować nieco inny format, niż dotąd. Stworzyłam ten tekst na podstawie biografii „Barbara Brylska w najtrudniejszej roli” i znajdziecie tu sporo cytatów z tej właśnie publikacji. Przy czym, aby lektura była dla was nie tylko przyjemna, ale też pożyteczna, cytaty zamieniłam w ćwiczenia językowe.

Barbara Brylska to zdecydowanie najbardziej znana polska aktorka w Rosji i na całym terytorium byłego Związku Radzieckiego. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest ona bardziej znana w Rosji, niż w Polsce. Być może przyczynia się do tego popularność filmu „Ironia losu” (inny tytuł to „Szczęśliwego Nowego Roku”), w którym zagrała w 1975 roku. W każdego Sylwestra jest on pokazywany w Rosji – to ewenement na skalę światową. Postać Nadii Szewielowej, zagraną przez Brylską zna każdy Rosjanin. Za tę rolę dostała Nagrodę Państwową ZSRR jako pierwsza cudzoziemka w historii.

Jak już wspomniałam, w Polsce Barbara Brylska jest mniej znana, chociaż i w polskiej kinematografii zagrała kilka kultowych ról. Jak często bywa w przypadku wybitnych aktorów i aktorek, jej umiejętności przejawiały się od samego dzieciństwa, nieraz w bardzo dramatycznych sytuacjach. W 1944 roku mała Basia miała zaledwie trzy latka. Jej mama spodziewała się drugiego dziecka, tymczasem była zmuszana przez Gestapo do ciężkiej pracy w szwalni wojskowej w Łodzi. Pewnego dnia stwierdziła, że po prostu nie ma sił wstać z łóżka, więc zostaje w domu. Oto, jak później opowiadała o tym dniu:

Karierę aktorską Brylska zaczęła bardzo wcześnie, jeszcze w szkole, w 1956 roku. Dostała epizodyczną rolę w filmie „Kalosze szczęścia”. Z początku granie nie bardzo się Barbarze spodobało i myślała o studiach plastycznych. Dopiero nauczyciele szkolni skłonili ją do zdawania do szkoły teatralnej w Łodzi. Tam szybko się przekonała, że jest w swoim żywiole i tak naprawdę przez całe życie marzyła tylko o tym. Pierwsze role przyszły dość szybko, chociaż w szkole teatralnej nie pozwalano studentom na granie w filmach w czasie roku akademickiego.

Pierwszą wielką rolą Brylskiej była kreacja Kamy, kapłanki fenickiej w filmie „Faraon” (1966). Warto przy okazji wspomnieć, że „Faraon” to jeden z najlepiej sprzedanych polskich filmów w historii, zresztą nominowany do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Brylska przypłaciła usunięciem ze studiów za łamanie zakazów uczelni. Na uczelnię wróciła dopiero parę lat później i ostatecznie uzyskała dyplom.

Prawdziwą sławę w Polsce Brylskiej przyniosła rola Krzysi Drohojowskiej w „Panu Wołodyjowskim”. Obraz nakręcono na podstawie trzeciej części kultowej Trylogii Henryka Sienkiewicza. Produkcja filmu była niemal sprawą narodową ze względu na szaloną popularność i wielką wagę pierwowzoru literackiego. Castingi przeprowadzano publicznie. Nic więc dziwnego, że dobrze zagrana rola romantycznej, ujmującej Krzysi zaowocowała niewiarygodną popularnością Brylskiej.

Z dnia na dzień stała się ona rozpoznawalna na ulicy, propozycje nowych ról spływały jedna za drugą. „Pan Wołodyjowski” okazał się wielkim sukcesem. Co ciekawe, reżyser Jerzy Hoffmann nie wspominał miło współpracy z Brylską:

Sama Brylska nigdy się nie przyznała do swoich wybryków. Twierdziła, że w scenie z kuligiem to ona była poszkodowana, bo od długiego siedzenia w saniach miała kompletnie zmarznięte stopy, a pudelek w istocie nikomu nie przeszkadzał, bo był idealnym psem, który nigdy nie sprawiał najmniejszych kłopotów. Powstaje pytanie, dlaczego tak grzeczny i cichy pies nie mógł spokojnie czekać na swoją panią w domu, tylko musiał biegać po planie filmowym, ale kto by się tam kłócił z taką gwiazdą!

Tak, czy owak pretensje Hoffmanna musiały być poważne, bo kiedy pięć lat później zabrał się za kręcenie „Potopu” (druga część Trylogii Sienkiewicza) i Brylska wygrała narodowy plebiscyt na główną rolę Oleńki Billewiczówny, reżyser bezkompromisowo odmówił współpracy z nią i obsadził w tej roli Małgorzatę Braunek. Brylska ciężko przeżyła tę odmowę, bo rola Oleńki była jedyną, o którą naprawdę walczyła. Co prawda, i tym razem nie przyznała się do jakichkolwiek błędów, a decyzję Hoffmanna do dziś tłumaczy tym, że padła ofiarą intryg i rozgrywek środowiska aktorskiego.

Hoffmann nie był jedynym reżyserem, który uskarżał się na trudną współpracę z Brylską. W 1976 roku podpisała umowę z producentami filmu „07 zgłoś się”. Zagrała całą rolę bez zarzutu, jednak pod koniec arogancko postawiła się reżyserowi Krzysztofowi Szmagierowi i oświadczyła bezapelacyjnie, że nie pozwoli nakręcić sceny, gdzie miała leżeć u kosmetyczki z twarzą całkowicie pokrytą maseczką. Krzyczała wtedy „Moja twarz to narzędzie pracy, dzięki niej pracuję, dzięki niej gram. Ja się panu na ekranie jako paskudna, pokazywać nie będę!”. Scenę trzeba było przepisać, a zdaniem reżysera, jej nieuzasadniony i nieoczekiwany upór popsuł już prawie nakręcony film.

Jednak trzeba przyznać, że Szmagier dał Brylskiej jeszcze jedną szansę w innym filmie i tym razem, niezależnie od specyficznego zachowania aktorki na planie, był zachwycony jej warsztatem:

Rozwijająca się w szalonym tempie kariera filmowa dawała Brylskiej mnóstwo możliwości do podróżowania. Były to wyjazdy pełne przygód, które skrzętnie notowała i fotografowała. Oto, co opowiada o jednej z nich biografka:

 

Chociaż widzowie uwielbiali Brylską, a wiele osób uważało ją za seks-bombę i nazywało ją „polską BB” (francuska BB – Bridget Bardot), prywatnie nie potrafiła znaleźć szczęścia i spokoju. Pierwsze małżeństwo z Janem Borowcem przetrwało zaledwie sześć lat. Drugie, z Ludwikiem Kosmalem, formalnie trwało niewiele więcej, ale z przyczyn lokalowych mieszkała z mężem jeszcze długie lata. Po wielu nieudanych próbach i kilku poronieniach, w 1973 roku w końcu urodziła córkę Basię. Do dziś mówi, że to był najszczęśliwszy dzień w jej życiu. W 1982 roku urodziła syna, Ludwika.

Drugie małżeństwo, choć zbudowane na bardzo silnym zauroczeniu i mocnym uczuciu, okazało się nieszczęśliwe. Ludwik Kosmal nie potrafił znieść szalonej popularności Barbary. Dostawał szału, kiedy widział w prasie podpisy do zdjęć „Barbara Brylska z psem, obok aktor Karaszkiewicz, z tyłu mąż”. Nie stronił też od alkoholu, często urządzał nocne awantury, nieraz poniżał ją nawet w obecności innych, uważając, że w taki sposób podniesie swoją własną wartość. Barbara długo miotała się w swoich uczuciach, z jednej strony znieważana przez męża, z drugiej strony niezmiernie mu wdzięczna za dar macierzyństwa i gotowa za to przebaczyć wszystko. Ostatecznie wypracowała dość specyficzne reakcje obronne:

Prawdziwym pocieszeniem była dla niej dorastająca córka, która w tak samo młodym wieku, jak jej matka, zaczęła karierę modelki i aktorki. W wieku 19 lat już jeździła na pokazy mód do Japonii i do Paryża. Kiedy Jerzy Hoffmann zaczął przygotowania do realizacji ostatniej filmowej części Sienkiewiczowskiej Trylogii, „Ogniem i mieczem”, najpoważniejszą kandydatką do głównej roli kobiecej była właśnie Barbara Kosmal. Szczęście Brylskiej i jej córki nie miało granic. Wydawało się, że zamyka się pewien logiczny krąg, że obrót spraw niejako wynagrodzi jej tamtą niesłuszną decyzję Hoffmanna w sprawie „Potopu”. Niemniej jednak, przeznaczenie zdecydowało zupełnie inaczej.

Również Barbara Kosmal kilkukrotnie otarła się o śmierć. We wczesnym dzieciństwie uderzyła się mocno główką w sufit samochodu, kiedy ten nieoczekiwanie podskoczył na wyboistej drodze. W wieku kilku lat balansowała na balustradzie balkonu na ósmym piętrze, nieświadoma potencjalnego zagrożenia. Z kolei, gdy miała 19 lat pijany kierowca potrącił ją na pasach. Dwoje pieszych, którzy szli razem z nią, trafiło do szpitala z poważnymi obrażeniami, Basi udało się ujść cało, chociaż z mocnymi potłuczeniami. Wydawało się, że Anioł Stróż uważnie czuwa zarówno nad matką, jak i nad córką. Jednak 15 maja 1993 roku szczęście odwróciło się od nich obydwu. Brylska odebrała telefon ze szpitala, aby dowiedzieć się, że jej córka zginęła w wypadku samochodowym. Wydarzyło się to na prostej drodze, bez żadnych okoliczności zagrażających bezpieczeństwu. Za kierownicą siedział Xawery Żuławski, syn Małgorzaty Braunek, która „odebrała” Brylskiej jej wymarzoną rolę Oleńki w „Potopie”. To on był odpowiedzialny za wypadek. Przeżył. Barbara pogrążyła się w żałobie, z której nigdy się do końca nie otrząsnęła.Przez trzy pierwsze lata nie wychodziła z domu i bez przerwy płakała. W końcu oczy bolały ją tak mocno, że nie mogła ich otworzyć. Musiała poddać się operacji. W głębi duszy wiedziała, że musi żyć i być wsparciem dla syna, który w dniu wypadku miał dziesięć lat, ale ciężko było jej się na to zdobyć:

Trudno mi wyobrazić sobie, że jeszcze kiedyś potrafię się szczerze śmiać i być taką, jak dawniej. Tamto moje „ja”już umarło. (…) Istnieje jeszcze ostatnia nadzieja, jaką jest mój syn i jemu poświęcę resztę mego życia.

Od tego tragicznego wydarzenia Brylska zagrała niewiele ponad dziesięć ról, z nich sześć w Rosji i jedną na Ukrainie. Trudno powiedzieć, czy to wypadek jej córki wpłynął na taki spadek aktywności zawodowej, wszak Brylska nigdy nie deklarowała końca kariery. Dramatycznego ładunku z pewnością nadal jej nie brak. Jednocześnie w latach 90., po upadku PRL i rozpadzie ZSRR, wiele osób zaczęło „rozliczać” Brylską z jej przeszłości i zarzucać jej, że granie w filmach radzieckich nie było patriotyczne i powinna się tego wstydzić. Nagroda Państwowa ZSRR, którą otrzymała jako pierwsza cudzoziemka w historii, zamiast powodu do dumy, stała się jej wilczym biletem. Niemniej jednak aktorka dziś nie zamierza się przed nikim tłumaczyć. Uważa, że nie należy mieszać polityki ze sztuką.

Barbara nadal często przyjeżdża do Rosji. Mówi, że uwielbia Rosjan i że w Rosji, dzięki cudownym i wdzięcznym widzom, nabiera sił i energii do dalszych działań. Osobiście nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w różnych programach rozrywkowych w rosyjskiej telewizji pozwala sobie na zachowania i wypowiedzi, które eufemistycznie dałoby się określić mianem niefortunnych. Z dumnej, powściągliwej kobiety, znającej swoją wartość zamieniła się w staruszkę (w tym roku skończyła 80 lat) zachowującą się jak nastolatka, która pierwszy raz stanęła przed kamerą i wydaje jej się, że prostackie dowcipy i przedramatyzowane gesty będą wyglądać zabawnie. Nie mogłam ukryć zażenowania, kiedy zobaczyłam, jak uczestniczyła w przeddzień Nowego 2019 Roku w rosyjskim programie „Модный приговор” („Modny werdykt”). Wówczas, zaginając kolana do środka jak dziecko, które ledwo powstrzymuje zew natury, wyznała, że ma problem z mężczyznami, bo z młodzi ją onieśmielają, a starych się brzydzi. Kiedy prowadzący składał jej życzenia noworoczne, przerwała mu i powiedziała, że wszystko, czego pragnie to pieniądze.

Trzeba przyznać, że nie był to wywiad, a rozrywkowe show, a wszystkie jej wypowiedzi najpewniej wcześniej napisano. Nie twierdzę więc, że jej wynurzenia są prawdą. Niemniej jednak było mi naprawdę przykro widzieć, jak gwiazda kina na skalę światową podejmuje się tak żałosnej „roli”. Dla tych z was, którzy znają rosyjski, zamieszczam poniżej filmik z tym programem. Ponadto dołączam także godzinny wywiad z Brylską w polskiej telewizji w 1997 roku. Osobiście wolę ją zapamiętać taką, jak w tym wywiadzie.

https://www.youtube.com/watch?v=wLYW1CBgXmw

Wuzetka, sernik, makowiec czy sękacz?

Wielu z was wie, że jestem — jak to się mówi po polsku — łasuchem. Czyli osobą, która lubi słodycze, które nazywamy żartobliwie «małe co nieco», bo tak nazywał je Kubuś Puchatek w polskim tłumaczeniu. W polskiej tradycji kulinarnej i cuekierniczej to «co nieco» wcale nie jest małe 😉 Możecie się o tym przekonać, robiąc ogromny zestaw ćwiczeń, które przygotowałam na ten temat!

Многие из вас знают, что я, как говорится по-польски, łasuch (сладкоежка). То есть, человек, который любит сладости, которые мы шуточно называем «małe co nieco» («маленькое кое-что»), потому что так их называл Винни-Пух в польском переводе. В польской кулинарной и кондитерской традиции это «кое-что» вовсе не маленькое 😉 Вы можете в этом убедиться, делая огромный набор упражнений, который я подготовила на эту тему!

Część materiałów była wcześniej publikowana na stronie https://lekcja.online/

Часть материалов ранее публиковалась мной на сайте https://lekcja.online/

Podobny zestaw ćwiczeń na temat polskiej kiełbasy i wódki znajdziesz tutaj:

Похожий набор упражнений на тему польской колбасы и водки вы найдете здесь:

https://pnbeta.polishnative.pl/encyklopedia-polskiej-kielbasy-i-wodki/

1 listopada — «dziady» czy Halloween?

Pierwszy i drugi listopada to szczególne dni w kalendarzu polskich świąt. Dlatego dziś proponuję wam mój własny tekst wraz z audio i ćwiczeniami na temat genezy i historii tych świąt. Artykuł ten opublikowałam wcześniej na stronie lekcja.online

Первое и второе ноября — это особенные дни в календаре польских праздников. Поэтому сегодня предлагаю вам свой собственный текст вместе с аудио файлом и упражнениями на тему источников и истории этих праздников. Эту статью я ранее опубликовала на сайте lekcja.online

1 listopada cała Polska obchodzi dzień Wszystkich Świętych, często nawet wśród Polaków błędnie nazywanym dniem Wszystkich Zmarłych, który tak naprawdę obchodzimy dopiero 2 listopada. Kiedyś te dni różniły się między sobą, pierwszy był świętem kościelnym poświęconym męczennikom, a drugi pamięci zmarłych przodków i krewnych. Jednak ponieważ tylko 1 listopada jest dniem ustawowo wolnym od pracy, to ludzie, którzy chcą odwiedzić groby swoich rodzin przed świętem, tradycyjnie cały pierwszy listopada spędzają na cmentarzach. W efekcie oba święta zrosły się w naszej świadomości w jedno i wiele osób używa nazw obydwu tych świąt wymiennie.

Wiele osób nazywa polskie święto Wszystkich Świętych “naszą wersją Halloween”. Nie jest to do końca prawdą. Taka nazwa sugeruje, że nasze święto pojawiło się jako kontrpropozycja amerykańskiego. Pochodzenie obydwu świąt jest bardzo ciekawe. Istnieje teoria, że praojcem Halloween jest święto, które jeszcze w starożytnym Rzymie urządzano ku czci bóstwa owoców i nasion. Inni przypuszczają, że pochodzi on od celtyckiego święta początku zimy. Poganie też mieli swoje święto zmarłych, które wypadało nocą z 31 października na 1 listopada i nazywało się dziady. Już tych trzech faktów wystarczy by zrozumieć, że jest coś o wiele bardziej międzynarodowego i głębszego w tej refleksji śmierci u progu zimy. Nie ma się co dziwić: po ciepłym, sytym lecie następował okres zimna, ciemności i niepewności. Właśnie zimą zawsze umierało najwięcej ludzi. Tak więc zarówno rzymskie, jak i pogańskie święto miało na celu nie tyle uczczenie pamięci zmarłych, a odstraszenie demonów i złych duchów, by obeszły dom bokiem i nikogo ze sobą nie zabrały. Dlatego ludzie zakładali dziwaczne stroje i robili demoniczne świeczniki z ponacinanej rzepy. Dopiero w 835 roku naszej ery chrześcijanie zaczęli świętować dni Wszystkich Świętych i Wszystkich Zmarłych. Kościół zrozumiał, że nie wygra z głęboko zakorzenionymi tradycjami pogańskimi, lepiej więc zaadoptować je na własne potrzeby i pozwolić ludziom świętować coś podobnego. I w ten właśnie sposób strach przed śmiercią przerodził się w refleksję nad tymi, którzy już odeszli.

Polska, jako bardzo katolicki kraj, przyjęła całkowicie chrześcijańską interpretację święta i z czasem pogańska strona święta u nas całkowicie zanikła. Obecnie w ten dzień cmentarze w dosłownym sensie zalewa morze kwiatów, wieńców i zniczy. Ludzie przychodzą całymi rodzinami na groby bliskich i krewnych, zapalają znicze, zostawiają wiązanki i bukiety (głównie różne odmiany chryzantem i wrzosy) i oddają się wspomnieniom. Ludzie, którzy z różnych względów nie mogą pojechać na groby, zapalają symboliczny znicz przy cmentarnej kapliczce. Jednocześnie te cmentarne pielgrzymki są niezmiennym powodem, by spotkać się z żywymi. W wielu rodzinach nadal jest kultywowana tradycja spotkań na świąteczny obiad po obejściu wszystkich grobów. Ci z kolei, którzy tej tradycji nie kultywują przyznają, że niestety spotykają się z rodziną w tak licznym gronie tylko na ślubach i pogrzebach. Trudno więc nie docenić społecznego znaczenia tego święta dla życia rodzinnego.

Przyznać należy, że wraz z licznymi zmianami w życiu społecznym, których nie możemy negować w XXI wieku, wiele osób zwłaszcza w dużych miastach odchodzi od szumnego świętowania tego dnia. Wskazują oni na nieekologiczność takiej ilości żywych i sztucznych kwiatów, a także jednorazowych zniczów. Wspominają też o tym, że o zmarłych trzeba pamiętać częściej, niż przez jeden dzień w roku. Niezależnie jednak od ideowej oceny święta, jest to niewątpliwie urokliwy czas na to, by wybrać się na spacer na cmentarz – zwłaszcza wieczorem, kiedy wszystkie groby migocą ogniem i oświetlają kwiaty i płyty nagrobków. W ostatnich latach rozwinęła się nawet tzw. turystyka cmentarna: ludzie z całego świata specjalnie przyjeżdżają do Polski, by zanurzyć się w tej atmosferze. Jeśli mieszkacie niedaleko cmentarza, zwłaszcza starego, nie przegapcie okazji. Trudno o bardziej mistyczne doznania w naszym pragmatycznym świecie. Rada praktyczna: pamiętajcie, że w okolicy 1 i 2 listopada znalezienie miejsca parkingowego obok w promieniu 1 kilometra od cmentarza graniczy z cudem. Lepiej skorzystajcie z dodatkowych linii komunikacji miejskiej, które zawsze się z tej okazji pojawiają.

 

 

 

 

Będziesz jedna, jedyna…

Po waszych niezwykle pozytywnych opiniach na temat mojego postu o Maksymilianie Faktorowiczu postanowiłam kontynuować swój cykl tekstów o wybitnych Polakach. Dziś przedstawiam wam Zofię Książek-Bregułową, aktorkę, poetkę, żołnierza powstania warszawskiego, a jednocześnie osobę, którą miałam szczęście poznać.

Zofia Książek-Bregułowa urodziła się w 1920 roku, stając się tym samym częścią słynnego pokolenia, które później nazwaliśmy Kolumbami (od tytułu powieści Romana Bratnego „Kolumbowie rocznik ‘20”). Właśnie dla nich przeżyciem pokoleniowym była II wojna światowa, pierwsze ważne wydarzenie ich dorosłego życia, a dla wielu również ostatnie. Ale w 1920 roku jeszcze nic nie zapowiadało tych krwawych wydarzeń. Zosia urodziła się na wsi pod Kielcami, w wielodzietnej rodzinie, w której wszyscy nazywali ją „cudokiem”. Bo jakże inaczej można nazwać dziecko, które, niesione przez mamę na ręku, przechyla się do tyłu, zamyka oczy, wachluje się rączką i mówi: „Niedobze mi! Umieram! Już nie żyję…”.

Od najwcześniejszego dzieciństwa przeznaczeniem Zofii było aktorstwo. Nie uczyła się gotować, nie sprzątała w domu, za to uwielbiała czytać, uczyła się wierszy na pamięć, chodziła do kina i wystawiała małe scenki dla okolicznej dzieciarni, przed występami malując sobie policzki czerwoną bibułką – taki powiew profesjonalizmu. Potem, uczęszczając do szkoły powszechnej w Kielcach, Zofia nie tylko recytowała poezję (koleżanki pokazywały ją sobie nawzajem palcami i szeptały z podziwem, że to jest ta Zosia, która potrafi się nauczyć takich długich wierszy na pamięć), ale też grała na gitarze i śpiewała w chórze szkolnym. Poza tym była wzorową uczennicą. Przez cały czas pielęgnowała marzenie o aktorstwie. Narastała w niej potrzeba wyrwania się ze środowiska, w którym żyła, prowadzenia ciekawszego życia.

Gdy ukończyła szkołę podstawową, odważyła się wyrazić wprost swoje oczekiwania, określić własną drogę. Rodzice nie chcieli zgodzić się na to, by Zofia uczyła się dłużej. Woleliby, żeby zajęła się gospodarstwem i pomagała mamie w obowiązkach. Jednak kilkunastoletnia wówczas Zosia okazała się niezwykle stanowcza, zagroziła nawet, że jeśli rodzice nie pozwolą jej na dalszą edukację, to rzuci się pod pociąg. Pod takim naciskiem rodzice ustąpili, choć niechętnie, bo edukacja w szkole średniej wiązała się z dużymi kosztami. Niebawem jednak i ten argument okazał się nieistotny, bowiem Zosia uczyła się tak dobrze, że została zwolniona z opłat. Wkrótce postanowiła zdecydowanie, że nie będzie urzędnikiem, nie będzie księgową, nie pójdzie nawet za mąż, bo obowiązki z tym związane nie przedstawiały jej się nazbyt interesująco. Zamiast tego zanurzy się w świecie fikcji i zostanie aktorką. W domu nadal wszyscy uważali to za fanaberie. Jednak Zofii to nie zrażało. Po cichu myślała sobie tylko: zobaczycie jeszcze, jaką będę aktorką!…

Wreszcie, po roku pracy w celu zebrania środków na studia, w nocy z 28 na 29 czerwca 1939 roku nadszedł ten długo wyczekiwany, upragniony wyjazd do stolicy. Mama żegnała Zofię z ogromnym niepokojem, jeszcze w stojąc na peronie, namawiała córkę przez okno pociągu do pozostania. Obawiała się, co będzie, jeśli wybuchnie wojna.

Nie martw się, mamo, na pewno nie wybuchnie! A nawet jeśli tak się stanie, – nie potrwa długo. Nie martw się! — wołała Zofia, machając z okna odjeżdżającego pociągu.

Dwa miesiące później życie wniosło swoje korektywy, niemniej jednak Zofia, jak i większość warszawian, nie zamierzała się poddać losowi. Wkrótce po rozpoczęciu okupacji w Warszawie zaczęło działać niesamowicie rozwinięte państwo podziemne z własnym systemem edukacji i sprawiedliwości, a także z programem kulturalnym. 15 listopada 1939 roku odbyły się pierwsze zajęcia tajnych kompletów Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. Zofia zrobiła pierwszy poważny krok w stronę zrealizowania swojego marzenia. Lata studiów i wytężonej pracy zapamiętała jako najszczęśliwsze lata swojego życia. Wreszcie robiła to, co chciała robić od najmłodszych lat. Pełne żaru i ekspresji relacje z tamtych dni można znaleźć w jej opowiadaniu „Pasja”.

To właśnie w okresie studiów, na jednym z wakacyjnych wyjazdów, Zofia spotkała miejscowego wróżbitę, który podobno fantastycznie przepowiadał przyszłość. Ku zaskoczeniu Zofii, kiedy wróżbita spojrzał na jej dłoń, na jego twarzy odmalowało się przerażenie. Odrzucił jej rękę i powiedział, że nie będzie wróżyć. Po długich namowach powiedział tylko, że jej linia życia się przerywa w kilku miejscach. I dodał: „Będziesz taka jedna, jedyna…”. Zofię ogarnął entuzjazm. Była pewna, że może tu chodzić tylko o wyjątkową, światową karierę. Jej talent rzeczywiście rozkwitał, miała przed sobą niezwykle obiecujące perspektywy, wielu jej profesorów pokładało w niej duże nadzieje, a jej nazwisko znajdowało się nawet na raportach kulturalnych wysyłanych do attaché kultury polskiej na emigracji. Przyszły jednak ważniejsze wyzwania.

Pod koniec lipca 1944 roku Zofia zdała z wyróżnieniem egzaminy końcowe, ale zamiast na scenę, 1 sierpnia poszła na barykady powstańczej stolicy, gdzie miał się rozegrać największy dramat jej życia. Przysięgę wojskową złożyła 3 sierpnia 1944 roku. Zofia Książek-Bregułowa była łączniczką zgrupowania Armii Krajowej „Krybar”. 5 września, kiedy odwiedzała rannych przyjaciół w szpitalu polowym, w budynek trafiła bomba. Zofia została ciężko ranna w głowę, nogi i klatkę piersiową. Najgorsze jest jednak to, że uszkodzony został również wzrok. Po dwóch dniach słabego i bolesnego widzenia, wszystko pokryła mgła. Po upadku powstania, wraz z innymi żołnierkami Zofia trafiła do niemieckich obozów jenieckich, gdzie z ciemną opaską na oczach podtrzymywała pozostałe więźniarki na duchu, recytując klasykę polskich wierszy patriotycznych. Po wojnie znalazła się w Edynburgu, w szpitalu im. I.J. Paderewskiego, rozpaczliwie walcząc o odzyskanie wzroku. Lekarzom udało się uratować tylko 2% widzenia w jednym oku, widzenie w drugim oku zostało stracone bezpowrotnie.

Cóż można zrobić, nie mając właściwie żadnych szans na spełnienie największego marzenia swojego życia? Zofia oczywiście wiedziała, co powinna zrobić: walczyć dalej. 16 września 1946 roku rozpoczęła edukację w St. Dunstan’s, brytyjskiej szkole dla ociemniałych i słabo widzących żołnierzy. Czas tam spędzony niezwykle umocnił ją duchowo. Przekonała się, że nigdy nie wolno się załamywać, nie wolno mówić, że już się dosięgło dna. Bo zawsze może być gorzej. Patrząc na inne osoby poszkodowane w czasie wojny, uczące się razem z nią, jeszcze bardziej doceniła to, że uratowano jej wzrok nawet w tym najmniejszym wymiarze i że wciąż jeszcze mogła normalnie funkcjonować.

Z tym większym uporem dążyła więc do podbicia sceny i realizacji dziecięcych marzeń. Nie chciała nawet słuchać o zmianie zawodu, o tym, że przecież jest wiele innych rzeczy, którymi mogłaby się w życiu zająć. Telefonistka? Cóż za kpina! Ona będzie aktorką, tylko po to się urodziła!

— Niemcy nie zabrali mi mego języka, nie zabrali mi mego wnętrza! — zwykła mówić, kiedy ktoś próbował ją namówić do przemyślenia kwestii zmiany zawodu. Wobec nieustępliwości Zofii, z St. Dunstan’s skierowano ją do Royal Academy of Dramatic Art w Londynie. Tam jeszcze bardziej rozwinęła się aktorsko i poczuła, że pomimo przeciwności losu może jednak robić to, co sprawia jej największą satysfakcję.

W Szkocji, jeszcze w czasie swojego pobytu w szpitalu, Zofia poznała swojego przyszłego męża, Włodzimierza Bregułę, skrzypka, prawdziwego przyjaciela, towarzysza swej trudnej drogi. Pobrali się w 1947 roku, po powrocie do Polski. Wtedy też Zofia zaczęła się starać o miejsce na rodzimej scenie. Występy publiczne nie były dla niej pierwszyzną: wiele razy występowała w czasie studiów aktorskich, w ramach egzaminów, często grała też i recytowała wiersze na spotkaniach towarzyskich. Za swój debiut zawsze uważała występy w obozach jenieckich, niemniej jednak na prawdziwej scenie po raz pierwszy zaistniała w 1949 roku, w Opolu, w roli Zośki-Wariatki w adaptacji „Placówki” Bolesława Prusa. Dawała z siebie wszystko, grała najlepiej, jak potrafiła, powtarzając sobie ciągle: „Ja nie mogę być tylko dobra. Ja muszę być świetna. Ja zasłużę, zasłużę na to, żeby być na scenie!”

Niestety, i tak nie zasłużyła na to, by zagościć na scenie na dłużej. I wcale nie dlatego, że brakło jej talentu czy umiejętności. W powojennej Polsce, znajdującej się pod wpływem Związku Radzieckiego powstańcza przeszłość Zofii nie była mile widziana, a Zofia nie uznawała kompromisów. Nie zamierzała przemilczać swojego udziału w Armii Krajowej po to, by zbudować karierę. Jej nazwisko zaczęło znikać z afiszów, potem nastąpiło przeniesienie z teatru w Opolu do Teatru Śląskiego w Katowicach, gdzie oprócz monospektaklu „Podróż do zielonych cieni” Zofia nie zagrała żadnej ważnej roli. Ale i to nie złamało jej determinacji. Zaczęła prowadzić literackie audycje radiowe w Radiu Katowice i radiu warszawskim, dawała też setki koncertów poezji polskiej dla młodzieży całego Śląska, zaszczepiając w ten sposób w młodych ludziach zainteresowanie poezją. Cieszyła się, widząc, jak licznie młodzież przychodziła na spotkania z nią i z jakim skupieniem jej słuchano. Zawsze twierdziła, że miłość do Ojczyzny zaczyna się od ukochania do poezji i języka ojczystego.

Wydawać by się mogło, że jej życie będzie się już toczyć stałym, niezmiennym torem. Niestety, na Zofię czekał jeszcze jeden tragiczny cios. 12 czerwca 1985 roku, w wyniku nieszczęśliwego wypadku, Zofia całkowicie straciła wzrok. Pogrąża się w smolistej otchłani bez dna, w najczarniejszej, niekończącej się nocy, bez nadziei na odmianę. Przerażenie Zofii nie miało granic. Myślała, że oszaleje. Wtedy, jak sama to później nazwała, „spadły” na nią jej wiersze, które mąż spisywał niemal bez przerwy. Dwa tygodnie po wypadku pojechała wraz z nim do Skoczowa. Kolejne utwory powstawały lawinowo, zaczęły w nich powracać czasy wojny, Powstania Warszawskiego i czasy, kiedy Zofia była ranna. Pewnej nocy Zofii przyśnił się sen. Choć nie było widać słońca, było niesamowicie jasno. Scena rozgrywała się na bezkresnej łące, usłanej kwiatami z wydłużonymi kielichami i fryzowanymi płatkami w odcieniach różu, żółci, niebieskości i fiołkowego. Zofia biegała, krzycząc: Włodku, Bóg uczynił cud, ja widzę! Po przebudzeniu jej rozpacz nie miała końca – to był tylko sen…

Jednakże tego samego dnia, popołudniu, ku swemu niezmiernemu zdziwieniu, Zofia zorientowała się, że znikła smolista czerń, a pojawił się kolor popielaty. Z czasem popiel zaczął się zmieniać w jasnobeżowy, a następnie w kremowy tak błyszczący, jakby na niego świeciły reflektory. Kolory jaśniały coraz bardziej, pomimo, że nadchodziła noc. W dniu wyjazdu ze Skoczowa pojawił się przepiękny zielony. Krótkotrwałe powroty czerni przerażały, bo Zofia bała się, że już nigdy nie zobaczy kolorów. Jednak i one wracały. Gdy Zofia wróciła do domu, zaczęła żyć w istnym szalonym kalejdoskopie barw. Bywały momenty takiej jasności, że Pani Zofii zdawało się, że widzi normalnie. Wreszcie zdarzył się prawdziwy cud: Zofia zaczęła widzieć zarys własnych rąk, a nawet sylwetkę swojego męża. Zaczęła też dostrzegać towarzyszący jej prawie stale jej własny cień nie wywołany warunkami światła realnego. Oszołomiona tymi wydarzeniami udała się natychmiast do psychotronika, który powiedział, że to tak zwane widzenie pozazmysłowe jest wielkim szczęściem, cudem, który zdarza się raz na milion niewidomych osób. Zapewnił też, że zjawisko to będzie trwało nadal dzięki niesłychanej aktywności mózgu i nad wyraz bogatemu życiu wewnętrznemu, jeśli Zofia będzie dalej pisać poezję i kontynuować swoje audycje radiowe, recitale i koncerty poezji. Do tego Zofii nie trzeba było namawiać. Od czasu, kiedy czerń zastąpiły inne kolory, wiersze znów zaczęły się gwałtownie rodzić w nieprawdopodobnych ilościach, a wizje same się układały w formy artystyczne.

Rok po tych wydarzeniach, 23 maja 1986 roku niespodziewanie zmarł mąż Zofii, pozostawiając ją zupełnie osamotnioną, pozbawioną wszelkiego wsparcia. Przez całe swoje życie Włodzimierz z oddaniem opiekował się Zofią, bo nie chciał, by czuła się, jak osoba niewidoma, a on w ramach swojej rekompensaty stał się jej oczami. We wszystkim jej pomagał, a nawet zabraniał jej się uczyć czytania i pisania brajlem. — Brajl jest dla niewidomych, a ty nie jesteś niewidoma. — powtarzał uparcie. Wiele osób upatrywało w tej postawie niezwykłą miłość i przywiązanie Włodzimierza do żony, co niewątpliwie było prawdą. Jednak po niespodziewanym odejściu męża takie postępowanie okazało się wielką udręką dla Zofii. Przyzwyczajona do jego stałej opieki, Zofia gubiła się w swoim dwupokojowym mieszkaniu, nie potrafiła sobie nawet zaparzyć herbaty, na długo utraciła sen i nadzieję. Na pomoc znowu przyszły wiersze – przejmujące, pełne miłości i tęsknoty za mężem. Kilka lat po tej utracie Zofia znowu podjęła działalność koncertową w szkołach. Z czasem, dzięki ogromnej pomocy wielu przyjaciół, w tym też jej najwierniejszej przyjaciółki Barbary Surman, przyzwyczaiła się do w miarę samodzielnego życia, chociaż już zawsze bardzo polegała na wsparciu innych.

   rys. Katerina Moroz

Kiedy poznałam ją w 2006 roku, Zofia Książek-Bregułowa była bardzo energiczną starszą panią, która starała się być silna i dzielna, chociaż przy bliższym poznaniu czuło się rozgoryczenie życiem i ból nagromadzony w ciągu tylu lat prób i trudności. Pozazmysłowe widzenie nie opuściło ją do końca życia. Widząc moją sylwetkę była w stanie określić czy przyszłam w butach na wysokim obcasie czy nie. Pomimo własnych niespełnionych marzeń, zawsze powtarzała, że nie wolno się poddawać i rezygnować ze swoich planów. Niestety, historia pozostawiła na niej trwałe piętno – na tyle mocne i bolesne, że pani Zofia nigdy nie mogła się pogodzić z faktem, że jestem pół Rosjanką i nie zawsze byłam w stanie spokojnie słuchać jej tyrad wobec całego narodu rosyjskiego. Po kilku latach dość bliskiej współpracy, w czasie której zorganizowałam dla Pani Zofii prawie dziesięć koncertów w różnych szkołach i Domach Kultury, a także pomagałam jej w wielu codziennych zajęciach, po kolejnej dyskusji na temat tego, czy wszyscy „Ruscy” są źli, pani Zofia wyrzuciła mnie ze swojego mieszkania i zatrzasnęła za mną drzwi. Niemniej jednak do dziś uważam znajomość z nią za jedną z najciekawszych w moim życiu.

Bogata biografia Zofii została dostrzeżona przez wielu twórców. W 1995 Barbara Czajkowska napisała piękną biografię Zofii pod tytułem „Będziesz jedna, jedyna…”. Powstało również sporo filmów biograficznych i dokumentalnych poświęconych życiu Zofii: „Prawo do sceny” (1978 r. – interwencyjny dokument Krzysztofa Miklaszewskiego), „Poezja utkana z jej życia”, (1999 r.) i „Zamiast świateł rampy” (2004 r. – oba nakręciła Magdalena Makaruk), „Podróż do zielonych cieni” (2009 r. – film biograficzny Alicji Schatton, w którym sama miałam przyjemność wziąć udział). Zofia jest także jedną z bohaterek filmu niemieckiego dokumentalisty Paula Meyera „Konspiratorki” (2006), który w absolutnie unikalny sposób ukazuje życie państwa podziemnego w okupowanej Warszawie.

Zofia zmarła w osamotnieniu, w domu starości w Katowicach, w 2014 roku, w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat.

 

 

ĆWICZENIE 1

Prawda czy fałsz?


ĆWICZENIE 2

Wybierz poprawną odpowiedź na pytania. Uwaga! Czasami dwie lub trzy opcje mogą być poprawne.


ĆWICZENIE 3


ĆWICZENIE 4

Co znaczą te wyrażenia użyte w tekście? Poprawną odpowiedź możecie sprawdzić, nacisnąwszy na przycisk «odpowiedź»

  1. uczyć się na pamięć [spoiler title=»odpowiedź»]próbować coś zapamiętać na tyle dobrze, by móc to powtórzyć dokładnie słowo w słowo, nie zaglądając do książki, notatek itp.[/spoiler]
  2. wzorowa uczennica [spoiler title=»odpowiedź»]uczennica z wysoką średnią ocen ze wszystkich przedmiotów, odznaczająca się wzorowym zachowaniem[/spoiler]
  3. przeznaczenie
    [spoiler title=»odpowiedź»] czyjś los; coś, co było zarządzone przez bogów dla kogoś, nieuchronna przyszłość [/spoiler]
  4. fanaberie
    [spoiler title=»odpowiedź»] inaczej: głupstwa; czyjeś wymysły[/spoiler]
  5. pokładać w kimś nadzieje
    [spoiler title=»odpowiedź»] sądzić, że ktoś spełni nasze wysokie oczekiwania wobec niego [/spoiler]
  6. podtrzymywać na duchu
    [spoiler title=»odpowiedź»]pocieszać kogoś, dodawać mu nadziei i wiary [/spoiler]
  7. pierwszyzna [spoiler title=»odpowiedź»]coś, co robimy po raz pierwszy [/spoiler]
  8. udręka [spoiler title=»odpowiedź»] coś, co powoduje czyjeś głębokie fizyczne lub emocjonalne cierpienie[/spoiler]
  9. rozgoryczenie [spoiler title=»odpowiedź»] głębokie rozczarowanie, wywołujące stałe, nieprzyjemne stany emocjonalne[/spoiler]
  10. recytacja [spoiler title=»odpowiedź»]wygłaszanie utworu literackiego z pamięci, w sposób artystyczny [/spoiler]

ĆWICZENIE 5

Uzupełnij poniższe zdania wyrażeniami z poprzedniego ćwiczenia. Niektóre formy trzeba będzie zmienić, by pasowały do kontekstu gramatycznego:


ĆWICZENIE 6

 

Inne posty o wybitnych Polakach:

https://pnbeta.polishnative.pl/max-factor-firma-z-polskimi-korzeniami/

O «Dniu świra» słów kilka

Moi studenci często pytają mnie o to, jakie polskie filmy warto obejrzeć. Dzisiaj pragnę się z Wami podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat jednego z najbardziej kultowych polskich filmów, którym zdecydowanie jest «Dzień świra». 


Film w całości dostępny na youtube:


Zacznijmy od tego, że wiele osób uważa, że “Dzień świra” (reż. Marek Koterski) to komedia. Faktycznie wielu widzów się śmieje, kiedy obserwują psychozy głównego bohatera, Adama Miauczyńskiego. Niemniej jednak nie można zapominać o tym, że „Dzień świra” to ten rzadki przykład filmu, który został przez samych twórców określony jako komedia/dramat. Wydawać by się mogło, że jest to oksymoron. A jednak sama pamiętam, że kiedy oglądałam ten film po raz pierwszy 18 lat temu (zaraz po premierze), to śmiałam się do rozpuku. A kiedy obejrzałam go ponownie w ubiegłym roku, przeżyłam go bardzo ciężko. Zgadzam się, że są w nim zabawne momenty, ale to jest bardzo gorzki śmiech przez łzy.

Wszystko zaczyna się od pierwszej sceny filmu, kiedy głównego bohatera wyrywa ze snu mieszanka dźwięków muzyki Chopina i kosiarki do trawy. Wydawać by się mogło, że to bez różnicy, jaką konkretnie melodię słychać od sąsiada. Ale rzecz w tym, że to Etiuda Rewolucyjna, którą Chopin napisał w 1830 roku, dowiedziawszy się o narodowowyzwoleńczym Powstaniu Listopadowym. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to najdramatyczniejsza melodia w historii polskiej muzyki. I każdy Polak przeżywa ją do głębi duszy.

Dlatego u Polaków pojawia się poczucie niezgodności i nawet wewnętrznego buntu, kiedy my widzimy, że sąsiad Miauczyńskiego słucha tego utworu pod prysznicem. Dramaturgia emocji muzycznych w żaden sposób nie współgra z relaksującym porannym rytuałem higienicznym. Tak samo, jak nie współgra z nią język, w którym sąsiedzi wyrażają swoje wzajemne pretensje.

Dalsze przygody Adama są nie mniej dramatyczne. Jego relacje z matką, bezskuteczne próby przekazania wiedzy swoim uczniom, wizyta u lekarza, brak porozumienia z synem – wszystko to wywołuje śmiech przez łzy. Z jednej strony jest to wyłącznie wina psychoz Adama. Z drugiej strony, to poczucie absurdalności życia jest nam wszystkim doskonale znajome. Ostatecznie wszyscy czujemy się świrami, których nikt nie rozumie. I od poczucia beznadziei i od braku sensu życia naprawdę chce się płakać.

Ten dialog z matką jest bez wątpienia zbudowany w ten sposób, by zwiększyć poczucie absurdalności. Wielu znajomych mówiło mi, że mają takie wrażenie, jakby ktoś po prostu spisał ich rozmowy z mamami. Słowotok, a jednocześnie żadnej komunikacji, żadnego zrozumienia, żadnych uczuć. Najważniejsze, żeby zupa nie wystygła.

Jako filolog nie mogę też nie zwrócić uwagi na scenę dyskusji politycznej w telewizji. Pomysł na to, by wykrzykiwać, czyja prawda jest „mojsza, niż twojsza” jest absolutnie genialna z językowego punktu widzenia i jednocześnie bardzo prawdziwa w kontekście tych dyskusji, które obserwujemy we wszystkich programach. Tam nie ma argumentów, nie ma zrozumienia, jest tylko chęć zwrócenia na siebie uwagi i poczucia przewagi nad oponentem.

W czasie dyskusji o tym filmie moi studenci zawsze pytają, na czym polega ten pomysł z flagą? W czym tkwi sens tej sceny? Rzecz w tym, że ona sięga korzeniami głęboko w naszą historię i kulturę. Mianowicie, jest to gra z bardzo znanym cytatem z Trylogii Henryka Sienkiewicza (konkretnie, z „Potopu”), gdzie jeden z bohaterów mówi „Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Tatarzy, i kto żyw naokoło”. I oto widzimy, jak wszyscy cigną flagę na siebie, uważając, że ten, kto dostanie flagę, dostanie również władzę nad całym krajem.

Wreszcie, najgłębsza chyba scena filmu, czyli modlitwa Polaka:

https://www.youtube.com/watch?v=V2sedTLIRWU

Moim zdaniem jest to najbardziej dramatyczna scena filmu, w której odzwierciedlone zostały wszystkie kompleksy, zazdrość i nienawiść Polaków. Treścią i formą ta „modlitwa” jest podobna do prawdziwych modlitw z Biblii, a także do najbardziej patriotycznego wierszyka, jaki wszyscy pamiętamy ze szkoły:

Tylko tutaj zamiast wersów „Kto ty jesteś? Polak mały” my słyszymy: „ Kto ja jestem? Polak mały — mały, zawistny i podły”. Wiele wymyślono utworów, legend i żartów o tym, na ile Polacy bywają zazdrośni, zwłaszcza wobec sąsiadów. I kiedy widzimy, że oni wszyscy się modlą nie o to, żeby im było dobrze, a żeby ich sąsiadom było źle, czujemy się aż nieswojo. To już nawet nie jest śmiech. To jest emocjonalna panika.

Trudno jest zaglądać do najciemniejszych zakamarków duszy. Niemniej jednak, jeśli już trzeba to robić, to trudno mi sobie wyobrazić genialniejszą realizację tego zamysłu, niż proponuje reżyser filmu „Dzień świra”.

 

Max Factor — firma z polskimi korzeniami

Jakich wybitnych Polaków znacie? Na pewno słyszeliście o Marii Skłodowskiej-Curie, Chopinie, papieżu Janu Pawle II czy o Lechu Wałęsie. Jednak dziś proponuję wam wyjątkowy tekst o osobie, której na pewno nigdy nie kojarzyliście z Polską. Proszę państwa, przedstawiam wam Maksymiliana Faktorowicza.

Kiedy w 1904 roku pewien amerykański urzędnik migracyjny nie dał rady zapisać długiego polskiego nazwiska z dziwnymi zbitkami spółgłoskowymi, zaproponował inny wariant. Nie miał pojęcia, że za jednym lekkim pociągnięciem pióra właśnie stworzył nazwę firmy, która wkrótce podbije cały świat. Mężczyźnie, który stał po drugiej strony okienka było z grubsza obojętnie, jak zostanie zapisane jego nazwisko, bo właśnie odetchnął głęboko po udanej ucieczce przed agentami cara rosyjskiego.

Maksymilian Faktorowicz urodził się w 1877 roku w Łodzi, w ubogiej rodzinie. Od dzieciństwa marzył o karierze aktorskiej. Aby zbliżyć się do spełnienia tego marzenia, już jako siedmiolatek sprzedawał cukierki i orzechy w łódzkim teatrze. Jednak przełomowym momentem w życiu Maksymiliana okazało się zatrudnienie w charakterze pomocnika aptekarza, który świadczył też usługi stomatologiczne. Właśnie tam poznał on pierwsze chemiczne mikstury lekarsko-kosmetyczne, które fascynowały go przez całe życie. Z apteki Faktorowicz przeniósł się do perukarza, gdzie nauczył się świetnie splatać peruki i układać fryzury, a także robić pierwszy makijaż. Przy pierwszej sposobności zatrudnił się w zespole słynnego wizażysty Antona z Berlina, dzięki któremu z kolei, już w wieku czternastu lat trafił do Moskwy. Doceniony za swoje ponadprzeciętne umiejętności szybko dostał posadę u kosmetologa w operze Teatru Wielkiego, gdzie robił makijaż i układał fryzury dla największych śpiewaków operowych tamtych czasów. Po sześciu latach Maksymilian postanowił otworzyć własny sklepik na przedmieściach Moskwy. Sprzedawał peruki i pierwsze kosmetyki własnej produkcji: kremy, róże i perfumy. Pocztą pantoflową błyskawicznie rozniosła się wieść o fantastycznym asortymencie z małego sklepiku i o sklepikarzu, który potrafił zrobić nawet najbardziej wymyślną perukę na zamówienie, a także sprawić, by policzki rumieniły się efektownie, lecz nie sztucznie. W efekcie sam wuj cara Mikołaja II, Aleksander Mikołajewicz zażądał usług Maksymiliana. Zażądał – bo była to propozycja nie do odrzucenia, wiążąca się z sowitym wynagrodzeniem, ale i całkowitym pozbawieniem wolności. Maksymilian nie miał prawa samodzielnie opuszczać dworu, a do pracy w jego sklepiku eskortowało go kilku strażników.

Chociaż dostawał jedną z najwyższych pensji w kraju i żył otoczony niesłychanym splendorem i bogactwem, brak wolności bardzo mu ciążył. Pewnego razu do jego sklepu weszła czarująca dziewczyna o imieniu Estera Róża, która od razu zakochała się w Maksymilianie, zresztą z wzajemnością. Tak rozpoczął się ich płomienny romans, na który mieli zaledwie godzinę tygodniowo – na tyle Maksymilianowi udawało się zniknąć niezauważenie na tyłach sklepiku tak, by obserwujący go z ulicy strażnicy cara nie uznali tego za podejrzane.

Zgodnie z regułami, służący carskiego dworu nie mieli prawa zawierania małżeństw bez pozwolenia. Jednak uczucie młodych było tak mocne i szalone, że wkrótce, dzięki Esterze, udało im się potajemnie pobrać. Małżeństwo nawet nie zostało skonsumowane tego dnia, bo Maksymilian musiał wracać na dwór. W ciągu kilku lat małżeństwa, z których faktyczny razem spędzony czas można było policzyć w dobach, Estera urodziła trójkę dzieci. Faktorowicz zdawał sobie sprawę, że ich tajemnica prędzej czy później wyjdzie na jaw, a myśl o tym, co wtedy spotka jego żonę, dzieci i jego samego spędzała mu sen z powiek. Jego brat i wuj już wyjechali do Ameryki, postanowił więc wreszcie wziąć los w swoje ręce i ruszyć ich śladem.

Pomógł mu pewien generał, jedyny zaprzyjaźniony człowiek we dworze, któremu Maksymilian wyjawił swoją tajemnicę. Rozpuścił on we dworze plotkę o tym, że wizażysta wygląda na chorego i wyraził obawę, czy aby ta choroba nie jest zakaźna. Nazajutrz Faktorowicza odwiedził carski lekarz. Można bez żadnej przesady powiedzieć, że pierwszą charakteryzację teatralną Faktorowicz zrobił samemu sobie. Nałożył na twarz i dłonie warstwę żółtego podkładu, upodabniając się bardzo wiarygodnie do osoby chorej na żółtaczkę. Lekarz podjął natychmiastową decyzję o wywiezieniu pacjenta do uzdrowiska w Karlowych Warach, bowiem nikt z otoczenia cara nie chciał ryzykować zarażenia się tak poważną chorobą. Do uzdrowiska Makymiliana odeskortowała straż, ale zaraz na dworcu wsiedli do powrotnego pociągu do Moskwy. Udało mu się odnaleźć w umówionym miejscu żonę z dziećmi i natychmiast ruszyli w drogę wiedząc, że po kilku godzinach w pałacu cara straż się dowie, że pacjent nie zameldował się w uzdrowisku i zaczną go szukać. Historia milczy na temat tego, do jakiego portu dotarła rodzina Faktorowiczów, ale faktem jest, że szli do niego pieszo kilka dni i nocy. Na szczęście Maksymilian miał środki na to, by opłacić pięć biletów pierwszej klasy. Po latach, opowiadając tę historię, zawsze dodawał: „Dzięki Bogu, nie istniały wtedy paszporty”.

Los Faktorowicza w Stanach nie było usłane różami, życie nie szczędziło mu kłopotów. Ale jedno trzeba przyznać: nigdy nie tracił on determinacji i nie wiedział, co znaczy „poddać się”. Pierwszy jego wspólnik w St. Louis oszukał Maksymiliana i ukradł cały jego kilkumiesięczny zarobek oraz większość oszczędności przywiezionych z Rosji. Mając na utrzymaniu już czwórkę dzieci, Maks nie tracił czasu na rozpacz. Był człowiekiem czynu. Z pomocą brata i wuja otworzył swój pierwszy salon fryzjerski przy Biddle Street 1513. Po nagłej śmierci żony Faktorowicz z trudem próbował pogodzić obowiązki ojcowskie z biznesem. Powtórne małżeństwo z Humą Sradkowską okazało się bardzo nieudane i przyczyniło się do wielu kłopotów zarówno finansowych, jak i emocjonalnych. Kolejnym ciężkim ciosem była wiadomość o tym, że przyrodni brat Maksa, Jacob, który nauczył się rzemiosła w salonie przy Biddle Street 1513, postanowił otworzyć własny konkurencyjny zakład fryzjerski kilka domów dalej. Ostatecznie Jacob od zawodu golibrody zachował sobie tylko przydomek, bo właśnie jako Jake Golibroda zasłynął w przestępczym świecie, robiąc interesy m.in. z legendarnym Al Capone. Napady na banki, oszustwa w kasynach, porachunki mafijne, porwania i ucieczki od wyroków – to był jego chleb powszedni. Udało mi się nawet doprowadzić do oszustwa giełdowego w Anglii i wyłudzenia prawie 8 milionów dolarów od członków rodziny królewskiej. Jak się okazało, peruki, szminki i puder wcale go nie interesowały, jednak wtedy Maks nie mógł tego wiedzieć. Co więcej, zniknięcie konkurencji w postaci Jacoba-fryzjera nie położyło ostatecznie kresu zmartwieniom Maksa. Do końca życia prześladowały go konotacje z mafią, o których prasa bulwarowa nader chętnie wspominała. Nawiasem mówiąc, nawet długie lata po śmierci Maksa jego spadkobiercy oponowali przeciwko publikacji jakichkolwiek memuarów czy wspomnień, bo bali się, że każdy pazerny na pieniądze pisarz zechce obrócić tę historię wyłącznie w sensację.

Na te wszystkie kłopoty nakładał się fakt, że Faktorowicz stale zmagał się z problemami językowymi, bowiem tak naprawdę nigdy nie nauczył się poprawnie mówić i pisać po angielsku. W kolejnych latach bardzo polegał na dzieciach, sam natomiast czuł się swobodnie tylko rozmawiając w języku polskim.

Amerykańska bajka zaczynała się wydawać koszmarem. Tymczasem coraz więcej ludzi zaczęło mówić o „ruchomych obrazach”. Po pierwszej wizycie w kinie Maks wiedział, co robić: ruszył do Los Angeles, na podbój tego, co dziś nazywamy Hollywoodem. Wkrótce po przyjeździe otworzył sklepik fryzjerski z kilkoma liniami makijażu scenicznego, a już niespełna trzy miesiące później powstało przedsiębiorstwo Max Factor and Company. Maks okazał się idealną osobą w idealnym miejscu i czasie. Mało kto dziś wie, że pierwszy makijaż sceniczny nakładano warstwą o grubości trzech milimetrów, a następnie obficie pudrowano. Ruchy mimiczne były prawie niemożliwe, albo wywoływały pęknięcia na sztucznej masce. Faktorowicz zobaczył w tym szansę dla siebie i swojej działalności. Wiele dni i nocy eksperymentował w laboratorium na zapleczu sklepu, aż w końcu stworzył pierwszy prawdziwy podkład sceniczny.

Kolejnym kierunkiem, w którym Maks okazał się prekursorem, było perukarstwo. Producenci pierwszych filmów nie mogli sobie pozwolić na profesjonalne peruki z naturalnych włosów, dlatego aktorzy mieli na głowie dziwne twory z wełny, słomy czy liści tytoniu, a zarost imitowano piaskiem nasypanym na warstwę oleju roślinnego. Wydawało się, że zmiany w tym zakresie są niemożliwe – nie dla Faktorowicza! Zaczął on wypożyczać swoje kosztowne, kunsztownie splecione peruki z naturalnych włosów producentom filmowym pod warunkiem, że do kręcenia filmów byli zatrudniani jego synowie, jako statyści. W ten sposób miał pewność, że ktoś będzie pilnować cennych peruk i dbać o to, żeby wieczorem wróciły one do poprawek do sklepiku.

Nie porzucał jednak eksperymentów z kosmetykami. To właśnie on stał się twórcą pierwszego podkładu w tubce (a nie, jak dotąd, w sztyfcie), który występował w dwunastu odcieniach. Chociaż gwiazdy Hollywoodu na początku nie wiedziały, jak z niego korzystać, popularność produktu szybko rosła i coraz więcej aktorów takich, jak Charlie Chaplin, Buster Keaton czy Ford Sterling najpierw przychodziło do sklepiku przed zdjęciami filmowymi, a potem zaczęło zamawiać charakteryzację wprost na planie filmowym. Maks i jego synowie zaczynali wtedy pracę o piątej rano. W końcu, aby nie tracić czasu na dojazdy, siedziba Max Factor przeniosła się do samego centrum Los Angeles. Był to pierwszy w Ameryce i prawdopodobnie na świecie profesjonalny salon kosmetyczno-fryzjerski.

Wynalazki Maksa można wyliczać w nieskończoność: oprócz podkładu w kremie warto wspomnieć o sztucznych rzęsach z naturalnych włosów, o pierwszym wybielaczu do skóry i o całej serii jedenastu różnych odcieni pudru, choć dotąd wszyscy używali tylko trzech podstawowych. To właśnie firma Max Factor jako pierwsza wypuściła do sprzedaży odporny na pot makijaż do ciała, a także wodoodporny makijaż. Kolejnym wynalazkiem był filmowy pot, który dawał sugestywny rezultat przy bardzo prostym procesie nakładania. To Maks wymyślił i stworzył pierwsze pomadki, a także błyszczyk, dzięki któremu usta wyglądały jak mokre. Kto nie pamięta scen ze starych komedii, gdzie bohaterowie obrzucali się tortami? Jednak mało kto myślał nad tym, że naturalne bezy były na to zbyt lekkie, a bita śmietana zbyt droga i zbyt szybko spływała z twarzy. To Faktorowicz w swoim laboratorium stworzył syntetyczną bezę, która lepiej się rozbryzgiwała i bardzo dobrze trzymała się na twarzy.

Kiedy mówimy o początkach przemysłu kosmetycznego, warto też pomyśleć o tym, jak bardzo standardy testów i badań rynkowych różniły się od dzisiejszych – o ile w ogóle można mówić o jakichkolwiek standardach na początku XX wieku. Jeden z synów Faktorowicza, Frank po prostu brał próbki ojca do szkoły i rozdawał je koleżankom. Dziewczyny były zachwycone bezpłatnymi próbkami drogich kosmetyków, na które ich mamy nigdy by im nie pozwoliły, a Frank skrzętnie notował ich opinie i uwagi na temat produktów i oddawał je ojcu. Oprócz tego Maks testował niektóre produkty na klientkach, o ile się na to godziły. Wbrew pozorom, chętnych nie brakowało, bo każda aktorka chciała być tą pierwszą, która wypróbuje jakąś wygodną, estetyczną i praktyczną nowość.

Z czasem zainteresowanie makijażem zaczęło wykraczać poza filmowy świat. Kobiety koniecznie chciały wyglądać jak uwodzicielskie bohaterki ekranów. Problem polegał na tym, że słowo „makijaż” przez długie lata kojarzyło się w pruderyjnym społeczeństwie tylko z aktorkami, a te cieszyły się wątpliwą reputacją. Tak więc krok Faktorowicza, który jako pierwszy zaczął otwarcie nazywać swoje produkty angielskim słowem „make-up” („makijaż”) był nieco ryzykowny, ale okazał się w efekcie słuszny, nadał bowiem kosmetykom status profesjonalnych produktów. Niemniej jednak na początku ten profesjonalizm był szeroko doceniany tylko w Hollywoodzie. Nieraz zdarzało się, że kobiety, które próbowały eksperymentować z makijażem w domowym zaciszu nie znajdowały zrozumienia ani tym bardziej podziwu ze strony mężów, którzy nierzadko składali pozwy o rozwód. Nawet papież Pius XI poczuł się do obowiązku wypowiedzenia się w tej dyskusji społecznej i otwarcie potępił te „szatańskie sprawki”. Jednak im silniejsze były kontrowersje wokół makijażu, tym bardziej kobiety widziały w nim uosobienie wyzwolenia ze sztywnych ram wiktoriańskiej pruderyjności. Jak już wiemy, rozwoju przemysłu kosmetycznego już się nie dało powstrzymać i z czasem makijaż stał się całkowitą normą, a w niektórych środowiskach – nawet obowiązkiem.

Maks nie brał udziału w tych dyskusjach społecznych, zresztą jego angielski był na tyle słaby, że jego wypowiedzi w wywiadach często źle interpretowano i w końcu Maks wynajął człowieka odpowiedzialnego za kontakty z prasą, a sam kontynuował swoje eksperymenty kosmetyczne i perukarskie. Trudno sobie dziś wyobrazić świat bez fryzury bob z grzywką, ale to dopiero Faktorowicz jako pierwszy przedstawił ją światu. Pomimo, że oczy Grety Garbo wszyscy uważali za piękne i uwodzicielskie, dopiero delikatne cienie od Max Factor sprawiły, że oczy stały się najbardziej rozpoznawalnym atutem aktorki i zapoczątkowały światową modę na cienie do powiek. Co więcej, to Maksymilian Faktorowicz jako pierwszy podjął próbę wybielenia zębów, żeby zamaskować przebarwienia i plomby.

Jednocześnie warto zaznaczyć, że chociaż Maks nie wypowiadał się na temat tego, czy samo robienie makijażu jest moralne, był zdecydowanym zwolennikiem teorii, że mocny makijaż jest potrzebny tylko w kinie. Na co dzień radził klientkom stosować puder i róż, ale tylko tyle, by wyglądać naturalnie. Jego złota zasada głosiła: „Makijaż jest dobry jedynie wtedy, kiedy nie widać, że go mamy”.

Trzeba przyznać, że Faktorowicz był nie tylko genialnym twórcą kosmetyków, ale miał też niesłychaną żyłkę do interesów. Firma Max Factor była pierwszą, która zaproponowała puder, róż i szminkę w odcieniach dopasowanych do konkretnych typów skóry. W ten sposób kobiety, zamiast szukać tych towarów u różnych producentów, kupowały od razu wszystkie trzy od Max Factor i były pewne, że ta gama kolorystyczna współgra naturalnie z odcieniem ich skóry i karnacji, nie tworząc efektu krzykliwości lub wulgarności, którego wiele z nich nadal bardzo się obawiało.

Rewolucyjne przejście od kina niemego do dźwiękowego wywołało ciekawą reakcję łańcuchową, która w efekcie wpłynęła też na biznes Maksa. Chodziło o to, że mikrofony z łatwością rejestrowały brzęczenie lamp łukowych, których dotąd używano w Hollywood. Zaczęto je więc zastępować bezgłośnymi lampami wolframowymi o zupełnie innej czułości, a także temperaturze. Mało tego, że na planie filmowym zrobiło się dosłownie gorąco, co stanowiło zagrożenie dla makijażu, to jeszcze w nowoczesnym oświetleniu stare odcienie podkładów wyglądały ciemniej i mniej naturalnie. Wynalezienie nowej linii kosmetyków z odcieniami dobrze współgrającymi z nowymi lampami zajęło Faktorowiczowi blisko pół roku, ale po raz kolejny jego sumienna praca przyniosła fenomenalne rezultaty. 30 kwietnia 1928 roku firma Max Factor została uhonorowana certyfikatem od Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej za osiągnięcia Maksa w dziedzinie „badań nad oświetleniem żarowym”. Na ceremonii zebrał się cały świat filmowy, mnóstwo reżyserów i gwiazd, z którymi Maks zdążył już nawiązać zażyłą przyjaźń. Wszyscy oni przyszli po to, by wyrazić swój podziw i wdzięczność za jego działania, co było dla niego bardzo wzruszające. Po latach mówił, że był to najszczęśliwszy dzień w jego życiu.

Na początku 1928 roku Maksymilian nabył  ogromny czteropiętrowy budynek z piwnicą i windą towarową, by w końcu skupić w jednym miejscu wszystkie oddziały swojej produkcji, a jednocześnie być w samym centrum Hollywoodu, blisko swoich klientów. Wykończenie budynku było w najwyższym stopniu eleganckie, bogate i wspaniałe. Ta pełna splendoru siedziba światowej już sławy firmy przetrwała z powodzeniem nawet czarny czwartek na giełdzie w 1929 roku, bowiem paradoksalnie ludzie w obliczu strat jeszcze bardziej niż wcześniej chcieli pójść do kina, by zobaczyć piękne plenery i oderwać się od rzeczywistości. Jednak Maks nie poddał się próżnej dumie ze swojego sukcesu i chętnie pomagał innym. W drodze do pracy często zatrzymywał samochód i rozdawał ludziom na ulicach pieniądze.

Z czasem Faktorowicz zaczął rozumieć, że nie wystarcza mu rynku amerykańskiego i czas ruszać na podbój Europy. Jego syn Davis pojechał do Francji, by zbadać, czy znajdzie tam dystrybutorów. Kiedy wyjaśnił celnikowi, po co wiezie tyle słoiczków i tubek kosmetyków, dumny Francuz go wyśmiał i powiedział, że nie ma szans na powodzenie takiego przedsięwzięcia. Wszak kosmetyki narodziły się we Francji! Davisa nie zraziła ta zarozumiałość. On wiedział swoje: wszystkie kobiety chcą wyglądać pięknie i używać wygodnych opakowań dobrze dobranych kosmetyków. Na zamówienia od oddziału paryskiego nie trzeba było długo czekać.

Wydawać by się mogło, że Maks zrobił dla świata kosmetyków i kina więcej, niż można było w ciągu jednego ludzkiego życia. Ale nadal czekały go nowe wyzwania. Tym razem dźwiękowe już kino przeszło kolejną przemianę: od czarno-białego do kolorowego. Przy dwukolorowej taśmie aktorom robiono bardzo lekki makijaż, ale przy tym używano specjalnego podkładu, dzięki któremu skóra uzyskiwała połysk. Na kolorowej taśmie na lśniącej skórze odbijały się kolory pobliskich przedmiotów, na przykład zasłon, mebli czy strojów innych aktorów. Producenci filmowi nie mieli żadnych wątpliwości, kto może znaleźć rozwiązanie tego problemu. Po kilku miesiącach wytężonej pracy Maksa i jego syna Franka powstało absolutne cudo: podkład wystarczająco matowy, by skóra nie błyszczała i wystarczająco ciemny, by wyglądał naturalnie przy mocnym świetle lamp filmowych. Po kolejnych dwóch latach udoskonaleń i testów podkład, który ze względu na formę opakowania zaczęto nazywać „Pan-Cake” (naleśnik) stał się niekwestionowanym hitem od Max Factor. Sprzedawał się lepiej, niż wszystkie pozostałe produkty firmy razem wzięte. Kiedy aktorki i modelki zachwycone efektem na ekranie chciały wypróbować cudowny środek w użytku codziennym okazało się, że podkład jest zbyt ciemny na wieczór i w skąpym oświetleniu skóra nabierała dziwnego odcienia. Zwróciły się one do Maksa z prośbą o stworzenie podobnego produktu w jaśniejszym odcieniu, ale ten odmówił. Pozostał wierny swojej zasadzie: mocny makijaż jest potrzebny tylko w kinie, a nie na co dzień.

Latem 1938 roku Maks wraz z synem Davisem pojechali do Włoch, planując zainwestować we włoskie studio filmowe pod Rzymem. Po drodze zatrzymali się w Paryżu, gdzie Maks dostał list z pogróżkami zabójstwa i żądaniem 200 dolarów jako odkupu – w tamtych lata była to zawrotna suma. Najprawdopodobniej był to ktoś z niepocieszonych francuskich konkurentów. Miejscowe tajne służby zajęły się sprawą i chociaż niebezpieczeństwo wydawało się być zażegnane, Maks był tak wstrząśnięty, że potrzebna mu była pomoc lekarska. Miejscowy medyk polecił mu natychmiast wrócić do domu na szczegółowe badania. Tuż po powrocie do Los Angeles, 30 sierpnia 1938 roku Maksymilian Faktorowicz zmarł w domu, w otoczeniu całej rodziny, w wieku sześćdziesięciu jeden lat. O jego śmierci pisano i mówiono na całym świecie. Ten skromny z natury, niski i nieśmiały człowiek zaskarbił sobie szacunek, przyjaźń i wdzięczność wielu gwiazd i twórców. Jednocześnie Faktorowicz nigdy się nie wywyższał i nie spoczywał na laurach. Jego życiorys bardzo przypomina scenariusz filmowy, a pracowitość i sumienność Maksa mogą być wzorcem dla wielu osób. Jednocześnie dziś, w dobie, kiedy toczy się zacięta dyskusja na temat tego, czy makijaż jest obowiązkowy, czy może jednak naturalne piękno jest cenniejsze, niesamowitym wydaje się ten fakt, że ojciec kosmetyków i makijażu zawsze powtarzał, że najważniejsze pozostaje naturalne piękno skóry i z makijażem nigdy nie należy przesadzać.


Tekst napisany na podstawie książki Freda E. Bastena: «Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz«. 

 

ĆWICZENIE 1

Prawda czy fałsz?

 

ĆWICZENIE 2

Wybierz poprawną odpowiedź na pytania. Uwaga! Czasami dwie lub trzy opcje mogą być poprawne.

 

ĆWICZENIE 3

Podziel określenia makijażu na pozytywne i negatywne:

 

ĆWICZENIE 4

Co znaczą te wyrażenia użyte w tekście? Poprawną odpowiedź możecie sprawdzić, nacisnąwszy na przycisk «odpowiedź»

  1. za jednym pociągnięciem pióra[spoiler title=»odpowiedź»]na skutek jednej, często nieprzemyślanej decyzji[/spoiler]
  2. spełnienie marzenia [spoiler title=»odpowiedź»]realizacje czegoś, czego ktoś dawno pragnął, o czym śnił[/spoiler]
  3. poczta pantoflowa
    [spoiler title=»odpowiedź»]sposób przekazu informacji, kiedy ludzie w spontaniczny, nieformalny i niekontrolowany sposób przekazują sobie informację, najczęściej o jakichś miejscach lub usługach. Obecnie traktowana jako ważny aspekt marketingu. [/spoiler]
  4. propozycja nie do odrzucenia
    [spoiler title=»odpowiedź»]propozycja, najczęściej od osób na wysokich społecznych stanowiskach, z której człowiekowi nie wolno zrezygnować, bo rezygnacja może się wiązać z utratą jego obecnej pozycji, zniweczeniem kariery, a nawet śmiercią (w przypadku propozycji od mafii). [/spoiler]
  5. sowite wynagrodzenie [spoiler title=»odpowiedź»] bardzo dobra, wysoka płaca[/spoiler]
  6. spędzać komuś sen z powiek
    [spoiler title=»odpowiedź»] nie dawać komuś spokoju, bardzo komuś niepokoić. Wyrażenia tego nie używamy w odniesieniu do ludzi, a tylko w odniesieniu do zjawisk i sytuacji: „Jego choroba spędza mi sen z powiek”. [/spoiler]
  7. plotka
    [spoiler title=»odpowiedź»]informacja, często nieprawdziwa albo wymyślona, przekazywana z ust do ust. Plotki najczęściej dotyczą „sensacyjnych” wydarzeń takich, jak czyjeś życie prywatne lub zdrowie. [/spoiler]
  8. usłane różami [spoiler title=»odpowiedź»] jeśli czyjeś życie jest usłane różami to znaczy, że jest bardzo przyjemne, łatwe i pełne przyjemnych zbiegów okoliczności. [/spoiler]
  9. poddać się [spoiler title=»odpowiedź»] porzucić swoje starania, zaprzestać zaplanowanych akcji z powodu niepowodzenia. Przyznać się do przegranej. [/spoiler]
  10. przydomek [spoiler title=»odpowiedź»] trzeci, po imieniu i nazwisku określnik danej osoby, używany w jej środowisku – w konkretnej branży lub w grupie rówieśniczej. [/spoiler]
  11. próbka [spoiler title=»odpowiedź»]niewielka ilość jakiejś substancji, pobrana do przeprowadzenia określonych badań. Także niewielka ilość kosmetyku , dawana klientowi nieodpłatnie do przetestowania. [/spoiler]
  12. nawiasem mówiąc [spoiler title=»odpowiedź»] wyrażenie używane, kiedy chcemy coś dodać, nadmienić mimochodem. [/spoiler]
  13. potepić [spoiler title=»odpowiedź»] uznać coś za złe. W religiach chrześcijańskich: skazać kogoś na karę piekła. [/spoiler]
  14. wywiad [spoiler title=»odpowiedź»]rozmowa prowadzona między dziennikarzem i kimś znanym, później rozpowszechniana w środkach masowego przekazu. [/spoiler]
  15. żyłka do interesów [spoiler title=»odpowiedź»]umiejętność i wyczucie dobrego prowadzenia biznesu [/spoiler]
  16. reakcja łańcuchowa [spoiler title=»odpowiedź»]ciąg wydarzeń, w których każde wydarzenie jest efektem poprzednich. [/spoiler]
  17. celnik [spoiler title=»odpowiedź»]pracownik urzędu celnego pobierający cło na granicy [/spoiler]
  18. wyzwanie [spoiler title=»odpowiedź»] bardzo trudne zadanie, które wystawia na próbę czyjeś umiejętności i wiedzę.[/spoiler]
  19. pogróżki [spoiler title=»odpowiedź»]zapowiedź czegoś złego, postraszenie karą, zemstą czy śmiercią [/spoiler]

 

ĆWICZENIE 5

Uzupełnij poniższe zdania wyrażeniami:

za jednym pociągnięciem pióra, spełnienie marzenia, poczta pantoflowa, propozycja nie do odrzucenia, sowite wynagrodzenie, spędzać komuś sen z powiek, plotka, usłane różami, poddać się, przydomek, próbka, nawiasem mówiąc, potępić, wywiad, żyłka do interesów, reakcja łańcuchowa, celnik, wyzwanie, pogróżki

Niektóre formy trzeba będzie zmienić, by pasowały do kontekstu gramatycznego:

ĆWICZENIE 6

 

 

Tutaj znajdziesz więcej moich postów o wybitnych Polakach:

https://pnbeta.polishnative.pl/bedziesz-jedna-jedyna/