DobRZY profesorOWIE i młodZI studenCI

Liczba mnoga rzeczowników męskoosobowych to rozległy relatywnie trudny temat. Dlatego postanowiłam mu poświęcić trochę więcej uwagi.

Wyjaśnijmy to raz jeszcze:

W liczbie mnogiej rzeczowniki w języku polskim dzielą się na męskoosobowe i niemęskoosobowe. Męskoosobowe – to te, które nazywają osoby płci męskiej dowolnego wieku i nic więcej. Niemęskoosobowe – to cała reszta rzeczowników, niezależnie od ich rodzaju w liczbie pojedynczej. Rzeczownik „stół” jest rodzaju męskiego, ale nie nazywa mężczyzny, a przedmiot, więc w liczbie mnogiej rzeczownik stoły będzie się odnosił do tej samej kategorii, co i rzeczowniki „dzieci”, „kobiety”, „miesiące”, „kwiaty”, „pomysły”, „nadzieje” itp.

Rzeczowniki męskoosobowe i odnoszące się do nich przymiotniki tworzą liczbę mnogą inaczej, niż niemęskoosobowe. Porównajmy:

dobra kobieta → dobrE kobiety
dobry mężczyzna → dobRZY mężczyźni

Rzeczowniki męskoosobowe mogą mieć w liczbie mnogiej cztery różne końcówki: -i, -y, -e, -owie. To, jaką końcówkę dostaje dany rzeczownik zależy od tego, na co się kończy jego temat. Oto tabelka z dokładnym opisem tych zasad:

 

Słowa „mężczyzna” i „Francuz” są wypisane oddzielnie, ponieważ są one bardzo nieregularne i nie ma innych rzeczowników, które mają takie same końcówki tematu i w liczbie mnogiej zachowują się identycznie.

Pragnę też wymienić kilka innych rzeczowników, które stanowią wyjątki i mają w liczbie mnogiej inne końcówki, niż wynika z tabelki:

brat →bracia
dzieciak → dzieciaki
ksiądz →księża

Oprócz tego warto zwrócić uwagę na fakt, że niektóre rzeczowniki mają dwie dopuszczalne formy liczby mnogiej:

  • wiele rzeczowników kończących się na -log (psycholog → psycholodzy/psychologowie; politolog → politolodzy/politologowie; socjolog → socjolodzy/socjologowie)
  • kuzyn → kuzyni/kuzynowie
  • profesor → profesorzy/profesorowie

W każdym przypadku obie formy są całkowicie poprawne i nie niosą w sobie żadnych różnic semantycznych.

Z własnego doświadczenia wiem, że studentom często jest łatwiej zapamiętywać nie tylko grupy zasad i nie same końcówki z ich zmianami, a całe listy konkretnych słów z tej grupy. Właśnie dla nich wypisałam około dwustu rzeczowników męskoosobowych wraz z ich formami w liczbie mnogiej:

Na koniec zostały nam przymiotniki, odnoszące się do rzeczowników męskoosobowych. Tu znowu najpierw daję wam tabelkę z zasadami, a potem długie listy przykładów do każdej grupy.

A teraz czas praktyki!

А теперь время практиковать!

Więcej czy bardziej? – oto jest pytanie

Więcej czy bardziej? – oto jest pytanie, na które nieraz moim studentom jest trudno odpowiedzieć, ponieważ obydwa słowa tłumaczą się na ich język jako jedno. Zastanówmy się więc nad tym, jaka jest różnica w ich użyciu w języku polskim.

Różnica jest na dobrą sprawę bardzo prosta. Słowo „więcej” jest stopniem wyższym od słowa „dużo”. Dlatego, jeżeli używamy go w jakimkolwiek kontekście, to znaczy, że jesteśmy w stanie dokładnie odpowiedzieć na pytanie „ile?” i dać odpowiedź w cyfrach. Na przykład:

Ania ma więcej kuzynek, niż Asia. Więcej – czyli ile? Ania ma ich pięć, a Asia trzy.
Ty byłaś więcej razy w Indiach, niż ja. Więcej – czyli ile? Ty byłaś w Indiach trzy razy, a ja jeden raz.
Tomek ma więcej pracy, niż Marek. Więcej – czyli ile? Tomek na skończenie pracy potrzebuje pięciu godzin, a Marek czterech.
Krysia zjadła więcej słodyczy, niż Maciek. Więcej, czyli ile? Krysia zjadła jedno opakowanie słodyczy, a Maciek pół.

Z tego wynika bardzo prosta, a jednocześnie ważna zasada gramatyczna: słowo „więcej” ZAWSZE się łączy z rzeczownikiem w dopełniaczu.

 

Z kolei słowo „bardziej” jest stopniem wyższym od słowa „bardzo” i wyraża intensywność, a nie ilość. Kiedy więc używamy słowa „bardziej”, nie możemy nic wyrazić w cyfrach, bo mówimy albo o charakterystyce czegoś (bardziej kolorowy, bardziej wykształcony, bardziej zniszczony) albo o uczuciach (bardziej mi się podoba, bardziej go nie lubię, bardziej mnie fascynuje).

A teraz poćwiczmy te zasady w praktyce!

Słów kilka o przesądach – test audio

W wielu krajach i kulturach ludzie boją się liczby 13, szukają czterolistnej koniczynki i uważają kominiarza za symbol szczęścia.

Ale czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, skąd się wzięły niektóre przesądy? Postanowiłam przeanalizować pochodzenie dwóch z nich, bardzo popularnych w Polsce. Wysłuchajcie nagrań audio i odpowiedzcie na pytania, żeby sprawdzić, czy wszystko zrozumieliście. Pod każdym testem znajdziecie pełny skrypt nagrań.

Nagrania do dzisiejszego posta zostały wykonane przez Berenikę Borkowską, która pomimo wielu poważnych problemów zdrowotnych nieustannie rozwija swoje talenty. Jednym z nich jest recytacja wierszy. Właśnie w tej dziedzinie Berenika regularnie zajmuje wysokie miejsca w konkursach na różnych szczeblach. W swoim niedawnym poście opowiadałam wam o marszu charytatywnym dla Bereniki, w którym wzięłam udział. Dziś przypominam wam, że dzięki mojej własnej akcji charytatywnej możecie wesprzeć Berenikę, umawiając lekcję ze mną!

 

[spoiler title=”skrypt”]

Czy wiecie, skąd się wziął przesąd?

Jednym z najstarszych przesądów, ale wciąż popularnych, jest „pukanie w niemalowane drewno”. By poznać jego genezę należy udać się w podróż do zamierzchłych czasów epoki celtyckiej.

Wierzono wówczas, że drewno jest obdarzone niezwykłą mocą odpędzania zła, a sam las był pełen roślin posiadających specjalne właściwości. Odradzanie się drzewa na wiosnę – cykliczne opadanie i wzrost liści, uważano za mistyczne. Symbolizowało śmierć i ponowne narodziny.  Było więc przedmiotem kultu i miejscem, pod którym znoszono w podzięce ofiary, czy odprawiano czary, obrzędy. Korzenie drzew były z kolei portalem między światem ludzi a podziemnych duchów i stanowiły rodzaj łącznika między dwoma wymiarami.

To właśnie z tego powodu wywodzi się tradycja ubierania choinki na Boże Narodzenie, będąca pogłosem ofiar składanych drzewom. Jedna z teorii mówi o tym, że pukanie w drewno miało zbudzić z odwiecznego snu dobrych bogów, by wybłagać ich o szczęście, pomoc lub siłę do walki z przeciwnościami.

Przyczyniło się do tego, że współcześnie mówiąc z nadzieją o swoich zamierzeniach, dodajemy: „nie zapeszyć, odpukać”. My również nie chcemy zbudzić złych mocy i wierzymy, że dobre siły będą pełnić nad nami pieczę. Pragniemy, by nie ciążyło nad nami fatum, tylko otaczała nas ręka opiekuńczego bóstwa.

Druga ciekawa teoria zaś głosi, że bogowie podsłuchują ziemskie rozmowy i wykorzystują słowa przeciwko nam. Obroną przed tym było pukanie w drewno – dźwięk ten miał zagłuszać ludzkie dialogi, by nienawistne, pełne zazdrości moce nie mogły zniweczyć planów człowieka.      [/spoiler]

 

[spoiler title=”skrypt”]

Historia pewnego kominiarza

 

Co łączy kominiarza ze złotą rybką? Wydawałoby się, że nic szczególnego, ale okazuje się, że według wierzeń oboje przynoszą szczęście. Dlaczego akurat ten zawód ma tyle pozytywnych korelacji?

Dla lepszego zrozumienia przesądu należy najpierw pochylić się nad historią czyszczenia komina. Starożytni Rzymianie nie wiedzieliby, czym on jest i do czego służy. Dachy ich domów posiadały bowiem specjalnie wydrążone dziury, przez które unosił się dym z paleniska. Dzięki temu pomieszczenia nie były zadymione, lecz regularnie wietrzone.

Jednak z powodu złych warunków atmosferycznych i problemów z zadymieniem zdecydowano się na budowę pierwszych kominów. Wiele lat trwały testy ich kształtów i sposobów oczyszczania. Problemem było szybkie zapychanie i osadzająca się na nich sadza. Z tego powodu drewniane domy szybko zajmowały się ogniem, a liczne pożary były kataklizmem dla ówczesnych ludzi.

Z pomocą przyszła profesja kominiarza, zajmująca się znajomością obsługi i właściwego oczyszczania kominów. W pierwszych latach istnienia tego zawodu, jedynie bogaci mieszkańcy mogli sobie pozwolić na zatrudnienie fachowca. Dopiero z czasem zakres pracy kominiarzy się zwiększył i zaczęli świadczyć swoje usługi także na wsi.

To dzięki nim zmniejszyło się ryzyko pożarów, przez co stali się bohaterami dla ówczesnych ludzi, szanowani i obdarzeni czcią. Zaczęto nawet mówić, że spotkanie kominiarza przynosi szczęście. Ich widok wiązał się z poczuciem bezpieczeństwa i ratunkiem przed klęskami żywiołowymi.

Ugruntowało się to zwłaszcza w polskiej tradycji. Sądzono, że po spotkaniu kominiarza należy chwycić się za guzik – wtedy prastare moce przekażą właścicielowi szczęście. Dawniej ten gest wykonywały gospodynie na wsi przy stroju kominiarza, prosząc go o pomoc. [/spoiler]

 

Najoryginalniejszy prezent z Polski

Czy wy też lubicie przywozić przyjaciołom z podróży ciekawe i dobrze przemyślane prezenty, zamiast banalnych magnesów czy breloczków? W takim razie dzisiejszy tekst będzie dla was idealny. I oczywiście, nie obejdzie się bez ćwiczeń!

Czy chcecie podarować komuś bliskiemu odrobinę optymizmu? Ja nie żartuję, to jest całkiem możliwe! A wszystko dzięki wyjątkowemu kamieniowi, który nazywa się krzemień pasiasty. Nigdy o nim nie słyszeliście? Prawdę mówiąc, nie dziwi mnie to, bo jest to niezwykle rzadki kamień. Na tyle rzadki, że występuje tylko w jednym jedynym miejscu na świecie: w Polsce, a konkretnie w okolicach Sandomierza, na północny wschód od Gór Świętokrzyskich.

Krzemień pasiasty (ang. striped flint) jest jedynym znanym kamieniem, którego usłojenie przypomina toń wodną z fantastycznymi wzorami i liniami, jakby rysowanymi na jej powierzchni przez wiatr. Co ciekawe, jeśli uderzymy jednym kamieniem o drugi, wywołamy iskry. Prawdopodobnie właśnie to symboliczne połączenie ognia i wody spowodowało, że krzemień pasiasty długo uważano za kamień magiczny. Dlatego wydobywano go wyłącznie do celów kultowych i obrzędowych.

Wiemy na pewno, że krzemień pasiasty był wydobywany na ziemi sandomierskiej już na początku IV tysiąclecia p.n.e. Jest bardzo twardy i wytrzymały, więc idealnie nadaje się do wyrobu siekier i innych narzędzi. Ciekawy jest jednak fakt, że na siekierkach z krzemienia pasiastego, które do dziś znajdujemy w grobach z epoki neolitu, nie ma śladów użytkowania. Potwierdza to teorię o raczej rytualnym niż praktycznym zastosowaniu krzemienia. Ten kamień wkładano do grobów jako amulet, który miał pomagać nieboszczykowi w innym świecie. Wiara w jego magiczne możliwości w pewnej mierze przetrwała do dziś, jest on bowiem nazywany kamieniem optymizmu. Uważa się, że dodaje on energii i sił fizycznych, wzmacnia witalność, usuwa zmęczenie, chroni przed negatywnymi wpływami. Czy to nie magia w czystej postaci?

Wielką miłośniczką krzemienia pasiastego jest m.in. Victoria Beckham, która jest znana ze słabości do rzeczy ekskluzywnych. Zastanawiam się, czy na przykład w imponującej kolekcji Królowej Elżbiety II znajdą się śliczności wykonane z naszego, polskiego diamentu?

Co ciekawe, odkąd zaprzestano produkcji rytualnych przedmiotów z krzemienia pasiastego, przez długi czas nie miał on innego zastosowania i był uważany za bezużyteczny pokład zalegający między warstwami cennego dla budownictwa wapienia. Dopiero w latach 70. XX wieku sandomierski złotnik Cezary Łutowicz wziął ten kamień na warsztat i tym samym zapoczątkował jego renesans. Dziś krzemień pasiasty jest szeroko wykorzystywany w jubilerstwie, wyróżniają go bowiem trzy najważniejsze cechy kamienia jubilerskiego: rzadkość występowania, dekoracyjność oraz twardość. Oprócz korali, kolczyków i zawieszek z ładnie wyszlifowanego krzemienia pasiastego, można znaleźć również piękne broszki w między innymi kształcie owadów, kwiatów, kotków czy aniołków. Jego finezyjne kształty stanowią stałe natchnienie dla jubilerów.

 

 

 

idę, piszę, czytam, mam – końcówki 1 osoby

Końcówki pierwszej osoby liczby pojedynczej w czasie teraźniejszym są relatywnie trudnym tematem. Równie trudnym, co nieprzewidzianym. Ja robię, idę, chcę, gotuję, ale też mam, wiem, czytam i biegam. Kiedy czasowniki kończą się na -m, a kiedy na -ę? To pytanie słyszę często od swoich studentów. I dzisiaj postanowiłam na nie odpowiedzieć wszystkim.

Jeśli spróbować ułożyć zawiłą teorię w słowa, to brzmi to tak:

końcówkę -m w pierwszej osobie liczby pojedynczej mają czasowniki zakończone w bezokoliczniku na -ać lub -eć: badać, kochać, czytać, rozumieć.

Wyjątkami są takie czasowniki, jak pisać (ja piszę), brać (ja biorę), jechać (ja jadę), spać (ja śpię), słyszeć (ja słyszę), a także wszystkie czasowniki zakończone na -ować (kupować – ja kupuję; budować – ja buduję; malować – ja maluję), -iwać/-ywać (obiecywać – ja obiecuję; oszukiwać – ja oszukuję), niektóre czasowniki zakończone na -ać (grzać – ja grzeję, śmiać się – ja się śmieję), -ieć (głupieć – ja głupieję; siwieć – ja siwieję), -awać (dawać – ja daję; zostawać – ja zostaję), a także niektóre krótkie, jednosylabowe czasowniki (bić – ja biję; czujć – ja czuję; żyć – ja żyję; pić – ja piję).

Brzmi to, jak typowa reguła polskiej gramatyki, w której jest więcej wyjątków, niż przykładów, prawda? Nie dziwię się, że moi uczniowie często czują się zagubieni i sfrustrowani tym, że nigdy nie pamiętają, której końcówki użyć w danym czasowniku. Z tym niestety niewiele da się zrobić. Nie zmienimy zasad, nie zmniejszymy ilości wyjątków. Jeżeli ktoś nie jest dobry w zapamiętywaniu całych grup zasad i wyjątków, to pozostaje tylko jedno wyjście: zapamiętywać konkretne przykłady.

Dlatego daję wam duży spis czasowników, które w pierwszej osobie liczby pojedynczej mają końcówkę -m. Postarałam się zebrać wszystkie, których używamy na co dzień, ale nie podaję tu rzadkich, poetyckich takich, jak „ja rozkwitam” lub „ja pospieszam”. Jednocześnie chcę zwrócić waszą uwagę na fakt, że jeżeli jakiś czasownik już ma końcówkę -m w pierwszej osobie liczby pojedynczej, to będą ją miały też pochodne czasowniki, na przykład:
ja wkładam – ja wykładam, ja zakładam, ja odkładam, ja przekładam itp.

Oto lista:

badam, biegam, chowam, chwytam, czekam, czytam, dbam, dźwigam, gram, jem, jestem, kicham, kocham, latam, mam, mieszkam, odbieram, odpowiadam, ogarniam, oglądam, oświadczam, otwieram, pływam, pozwalam, przebieram się, przepycham się, przypominam, przypuszczam, pytam, rozmawiam, ścigam, ściskam, siadam, sklejam, ślizgam się, słucham, śpiewam, spóźniam się, sprawdzam, staram się, stawiam, szukam, ubieram się, ufam, ukrywam, umiem, uprawiam, uśmiecham się, uwielbiam, wciągam, wiem, wkładam, wracam, wyczuwam, wyłączam, wyliczam, wymagam, wypijam, wysyłam, wyszywam, zagryzam, zakładam, zamawiam, zamierzam, zamykam, zapalam, zastanawiam się, zaświadczam, zasypiam, zbieram, żegnam, zjadam, znam

Вот список:

badam, biegam, chowam, chwytam, czekam, czytam, dbam, dźwigam, gram, jem, jestem, kicham, kocham, latam, mam, mieszkam, odbieram, odpowiadam, ogarniam, oglądam, oświadczam, otwieram, pływam, pozwalam, przebieram się, przepycham się, przypominam, przypuszczam, pytam, rozmawiam, ścigam, ściskam, siadam, sklejam, ślizgam się, słucham, śpiewam, spóźniam się, sprawdzam, staram się, stawiam, szukam, ubieram się, ufam, ukrywam, umiem, uprawiam, uśmiecham się, uwielbiam, wciągam, wiem, wkładam, wracam, wyczuwam, wyłączam, wyliczam, wymagam, wypijam, wysyłam, wyszywam, zagryzam, zakładam, zamawiam, zamierzam, zamykam, zapalam, zastanawiam się, zaświadczam, zasypiam, zbieram, żegnam, zjadam, znam

A teraz praktyka! Zwróćcie uwagę, że nie wszystkie czasowniki w ćwiczeniach kończą się na -m. Zrobiłam to celowo, żebyście musieli każdy czasownik sprawdzić z listą i przeanalizować. Powodzenia!

Wiedzieć czy znać? Teoria i praktyka

Istnieją dwa polskie czasowniki „wiedzieć” i znać”, które w niektórych językach mają tylko jeden wspólny ekwiwalent. Problem polega na tym, że czasowniki te nie są pełnymi synonimami i mogą być użyte tylko w bardzo konkretnych gramatycznych i kontekstualnych warunkach.

Jeśli znacie francuski lub niemiecki, to możecie zrozumieć tę różnicę, tłumacząc “wiedzieć” jako “savoir” po francusku i “wissen” po niemiecku, natomiast “znać” znaczy “connaitre” po francusku i “kennen” po niemiecku.

Niestety, po polsku i po rosyjsku nie ma takiej różnicy, niemniej jednak można z łatwością zrozumieć, jakiego czasownika używać w jakich sytuacjach.

Po czasowniku “znać” może być tylko dopełnienie bliższe:

Ja znam tego człowieka.

On nie zna tego autora.

My nie znamy sprawcy wypadku.

Z kolei “wiedzieć” jest używane zawsze z dopełnieniem dalszym. Jeśli nie przepadacie za terminami gramatycznymi, to po prostu zpamiętajcie, że po “wiedzieć” zawsze używamy słówka pytającego lub spójnika “że”:

Ja wiem, kto to zrobił.

Czy wiesz, że on ma brata?

Nie wiem, ile to kosztuje.

Ona nie wiedziała, dokąd pójść.

Nie wiem, czy autobus już przyjechał.

Jak widzicie, ta zasada jest bardzo logiczna i dość wyjątkowo dla języka polskiego, mogę was zapewnić, że od niej nie ma wyjątków!

А teraz czas na praktykę.

Oni robili, one robiły – 2 testy gramatyczne

Formy osobowe czasu przeszłego dla trzeciej osoby liczby mnogiej potrafią przysporzyć sporo problemów. Moim studentom często jest trudno zapamiętać, że „oni” to forma tylko dla rzeczowników męskoosobowych, a „one” – dla wszystkich pozostałych. Co za tym idzie, formy robili, mówili, byli, stali też odnoszą się wyłącznie do rzeczowników męskoosobowych, a robiły, mówiły, były, stały – do wszystkich pozostałych. Dlatego dzisiaj proponuję wam dwa testy właśnie na te formy.

Teksty zaczerpnęłam z fantastycznej książki Simony Kossak „Serce i pazur” o uczuciach i zachowaniu zwierząt. Mam nadzieję, że praca z na tyle ciekawymi tekstami sprawi wam dużo przyjemności!

 

 

 

Kulinrany test na wszystkie przypadki

Dzisiaj zrobimy sobie kolejny test na wszystkie przypadki, tym razem na podstawie nadzwyczajnego tekstu literackiego. Przedstawiam waszej uwadze fenomenalną książkę pt. „Apetyt”, którą napisał Philip Kazan.

Jego opisy przygotowania jedzenia, a także smaków i zapachów jedzenia nie mają sobie równych. Nigdy w życiu nie czytałam nic równie pysznego! Mam nadzieję, że i wam te teksty sprawią przyjemność.

 

 

Co było powiedziane na Wyspie Wężowej?

24 lutego 2022 roku bohaterscy obrońcy Wyspy Wężowej skierowali do ruskiego agresora słowa, które natychmiast obleciały cały świat.

Następnego dnia prasa całego świata pisała o tym incydencie, podająć najróżniejsze tłumaczenia ostatnich słów ukraińskiego żołnierza. Jak brzmiały one po polsku? Zanim odpowiem na to pytanie, chciałabym jasno zaznczyć, że celem tego posta nie jest po prostu przebieranie różnych polskich przekleństw. Tu chodzi o wyrażenie niezwykle ważnych uczuć, które mamy wobec dramatycznych wydarzeń, sprowokowanych przez agresora, zagrażającego bezpieczeństwu całej Europy. Słowa „иди нахуй” stały się symbolem tych uczuć.

Najpopularniejsza wersja w języku polskim to „pierdol się”. Mniej wulgarna wersja to „idź się pieprzyć”, ale w tym kontekście z pewnością nie szukamy bardziej delikatnych wyrażeń. Jeśli mówimy o mniej cenzuralnym wariancie, to możemy to przetłumaczyć jako „idź w chuj” albo „idź w pizdu”. Obie wersje z pewnością lepiej oddają niebywały poziom emocji, który towarzyszył tej wypowiedzi. Jednocześnie pierwsza jest bardzo dosłownym tłumaczeniem, ale relatywnie rzadko używa się jej w polskim, druga z kolei jest mniej dokładna językowo, bowiem odnosi się do nazwy żeńskich narządów płciowych, zamiast męskich, jak w rosyjskiej wersji.

Jeśli z kolei wziąć za podstawę tłumaczenia nie dosłowny sens tego sformułowania, a jego moralny sens, który można wyrazić jako „odwal się”, „zostaw mnie w spokoju”, to bardziej emocjonalnym i wulgarnym ekwiwalentem będzie wyrażenie „spierdalaj”.

Nie wiem, jakie wy macie na ten temat odczucia, ale dla mnie w tych słowach ukraińskiego żołnierza nie ma wulgarności. To jest słuszne postawienie sprawy wobec oprawcy – bez względu na konsekwencje, które okazały się tragiczne. I właśnie za tę bezprecedensową prostotę cała załoga trzynastu obrońców Wyspy Wężowej na zawsze pozostanie w naszej pamięci!